niedziela, 16 września 2012

Hotel Saadia - nowe doświadczenie


nowa znajomość

     Na spotkaniu rezydenta – przeurocza Pani Justyna przekazywała nam wszystkie potrzebne informacje odnośnie naszego pobytu tzn. jakie są wycieczki, gdzie czym dojechać i tp. Na spotkaniu tym było jeszcze małżeństwo 40 latków z Poznania, jeden młodzieniec z Katowic i tatuś z dziećmi. Wszystkich nas Polaków było w hotelu ....... 11-ścioro. Na szczęście dogadaliśmy się wszyscy i wzajemnie się wspierali. Poszliśmy na kawę do barku i oceniliśmy sytuację. Najlepiej trzymać się razem.

niezła jazda
     Chodzący po hotelu pracownik – mówiący po polsku (TAREK) zaoferował nam dwie wycieczki: tego samego dnia jazda na dromaderach i w dwa dni później rejs statkiem. Obydwie wycieczki po 35 dinarów. Od razu na pniu zdecydowałam że z nich skorzystam. Umówiliśmy się przy recepcji o godz 13.45 i pojechaliśmy na obrzeża Sousse gdzie czekało na nas 10 dromaderów. Popatrzyłam na te zwierzątka  i pomyślałam sobie – ciekawe jak ja się dostanę na jego grzbiet (przy mojej wadze). Okazało się to wcale nie takie trudne. Jeden zpanów podstawił mi rękę pod lewą nogę, a ja trzymając się tej uprzęży  przy pysku zostałam przez drugiego pana podrzucona do góry i chwilę potem siedziałam już na jego grzbiecie. Leciałam w górę jak piórko. Bardzo mi się to podobało. Ponieważ nigdy nie siedziałam ani na wielbłądzie ani na dromaderze, przeżycie było fantastyczne. Po umieszczeniu już wszystkich na grzbietach prowadzący karawanę cmoknął na zwierzaki i w drogę. Jazda trwała dobrze ponad godzinę, można też było pojechać bryczką lub na koniu. Ja niestety w drodze powrotnej zmieniłam “pojazd” na jazdę bryczką ponieważ to siedzisko na grzbiecie niebezpiecznie przesuwało się w kierunku szyi zwierzaka.

     Jechałam i myślałam, że jeszcze chwila i wyląduję przed jego pyskiem i będzie twarde lądowanie. Wróciliśmy w miejsce gdzie zaczynaliśmy jazdę i zostaliśmy poprowadzeni na pokaz pieczenia placków, które potem gorące pałaszowaliśmy z dodatkiem wędliny, pomidorów, ogórków. Mieliśmy też świeże truskawki a na koniec otrzymaliśmy lody na patyku. Tak się skończyła pierwsza moja wycieczka. Bolały mnie trochę mięśnie.....Nastrój zdecydowanie mi się poprawił.

Państwo na plażę?
Titanic w wydaniu tunezyjskim
     Następnego dnia z poznaniakami Marzenką i Robertem pojechaliśmy bryczką obadać      teren plaży. Niestety morze było wzburzone, wiał silny wiatr i nie było prawie nikogo, wróciliśmy więc do hotelu i odpoczywaliśmy na leżakach przy basenie. Podczas pobytu na Djerbie byłam przyzwyczajona, że na terenie hotelu odbywają się animacje a tu.... aerobik wodny mógł poprowadzić ktoś nawet bez przygotowania. to samo z gimnastyką. Leżeliśmy, gadaliśmy i popijaliśmy soczki, kawkę i tp. Słoneczko przypiekało i od razu poprawiały się nam humory. Następnego dnia miałam wycieczkę statkiem Sułtan. W porcie zacumowanych było mnóstwo żaglówek, jak okiem sięgnąć. Zaraz na dolnym pokładzie podszedł do mnie chłopak z młodziutkim sokołem na ręku. O rany koguta taka okazjami się nie trafi, poprosiłam więc o zrobienie mi zdjęcia. Potem odpłynęliśmy z zatoki trochę w morze, gdzie na opuszczonej kotwicy zaserwowano nam “zestaw” animacyjny. Mogliśmy łowić ryby. Potem była muzyczka i taniec brzucha, na koniec kilku chłopaków weszło na bocianie gniazdo a na koniec weszli na dziub i pozowali nam do zdjęć przy muzyce z Titanica. Wyglądało to bardzo ciekawie. Statek był ustawiony na kotwicy bokiem do fali więc huśtało nami dość mocno, na szczęście obyło się bez sensacji. No i zostaliśmy podjęci grilowaną rybą z surówką. Po wyjściu ze statku czekały już na nas zdjęcia z sokołem. Droga powrotna do hotelu przebiegła sprawnie i szybko.

     Posiłki w hotelu obfite i różnorodne. Każdy znajdzie coś dla siebie. Przy każdym obiedzie i kolacji w stołówce byli kelnerzy którzy już poznali nasze zwyczaje, jedno piwo i dwa wina czerwone. Następnego dnia wyruszyliśmy na zakupy do Monastyru. Kierowca taksówki wysadził nas przed samą Mediną. Zapuściliśmy się w uliczki w poszukiwaniu pamiątek. Uliczki niestety brudne, o niemiłym zapachu. Po blisko 4 godzinach wróciliśmy do naszego hotelu. Swoim zwyczajem siedliśmy w barku w oczekiwaniu na wieczorne animacje. Ze względu na pogodę odbywały się one pod dachem. To znaczy po 21.00 było disco dla dzieci, a potem w ciągu 3 dni tylko 2 razy bingo. Jednym słowem animacji brak. Mając już towarzystwo poznaniaków i łodzian wszystko wyglądało inaczej.

cennik
     Następnego dnia dostarczono nam niemałych wrażeń. O godz 5.00 rano obudziła nas syrena alarmu przeciwpożarowego, Na szczęście było to tylko jakieś spięcie w instalacji o czym pracownik hotelu krążąc po naszym korytarzu informował. Ale najzabawniejsze było towarzystwo mieszkających naprzeciwko mnie panów o odmiennej orientacji dość ostentacyjnie demonstrujących przywiązanie do siebie. Paznokietki kolorowe, torebeczka pod pachą, nawet kelnerzy mrugali do nas znacząco. No cóż – takie jest życie. Ale jeszcze razem z poznaniakami przeżyliśmy dość trudne chwile na plaży. Wiatr był mniejszy więc i loty spadochronem były. Ale na plaży obok zerwała się linka i facet spadał na ziemię, pracownicy sportów wolnych z naszej plaży szybko ruszyli na pomoc. Szczęściem nikomu nic się nie stało. Ale oglądając to zrezygnowałam z lotu chociaż miałam na to ogromną ochotę. Raz na Djerbie lot zaliczyłam i to musi wystarczyć. Ciągle mam przed oczyma ten widok. Po prostu się bałam. Chwilami zastanawiałam się czy nie było to wyreżyserowane.

     A mój powrót mój zbliżał się nieubłaganie do końca. Ponieważ moi łodzianie i poznaniacy przyszli mnie pożegnać szybciutko wyciągnęłam kamerę i sfilmowałam ich machających mi na pożegnanie i ślących buziaczki.
Jednym słowem, wszystko dobre co się dobrze kończy. Pierwsze niemiłe wrażenie hotelu i okolic zatarło się przy ogromnym udziale nowo poznanych przesympatycznych ludzi. Myślę też, że wszelkie niedogodności wypływają z tego że u nich to jeszcze nie jest sezon.
Jadzi i Genkowi - łodzianom oraz Marzence i Robertowi – poznaniakom dziękuję za mile spędzone chwile. Kontakty z moją zaprzyjaźnioną rezydentką trwają do chwili obecnej. Spotykamy się albo w Tunezji albo w Polsce.

4 komentarze:

  1. Myślę, że ten upadek nie był reżyserowany, ponieważ odstrasza klientów. Ja tez widziałam, jak spadał ktoś, ale do morza. Popłynął po niego ratownik na skuterze wodnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu akurat wylądował turysta na plaży, ale zamieszanie jakie temu towarzyszyło przeczyło wyreżyserowaniu tego zdarzenia. A ja miałam pietra przed następnym lotem.

      Usuń
  2. Jak cudne są wspomnienia... jak w piosence
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. i nikt nam tych wspomnień nie zabierze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jak opublikować komentarz?

Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:

- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.

- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...