środa, 30 listopada 2016

Gdzie jesteś?

Przeczytałam pewne wyznanie. Czyżby o to o mnie była mowa. Niestety nie chociaż historia podobna.

Chcę być komuś potrzebna nie tylko rodzinie. Czy w dojrzałym wieku nie mam do tego prawa? Kto wydaje takie prawa? Kto ma prawo decydować o moim zyciu? . Kto ma prawo wtrącać się do mojego życia. Czy dlatego że życie kopało mnie w dupę od urodzenia u jego schyłku mm czekać jedynie na śmierć. Ta przyjdzie w najbardziej nieoczekiwanym momencie, nigdy nie wiadomo jak zapisane są nasze losy. Spędziłam życie na poszukiwaniu............. Jestem tylko człowiekiem, pełnym wad i zalet jak każdy. Mam swoje poglądy na życie, od polityki trzymam się z daleka, dbam o swoją godność kobiety. Nie chcę być zabawką w rękach mężczyzny, który odrzuca bo się zabaweczka znudziła. Chcę byś sobą i zostać sobą, w mojej piersi jest żywy organ a nie kamień. Nie pozwalam się ranić. Ten kto rani nie wie albo nie chce wiedzieć jak to boli, jak długo ten ból trwa i na który nie ma żadnego lekarstwa. 
 

A miłość – jak łatwo powiedzieć Kocham cię. Dopóki te słowa nie znajdą uzasadnienia w czynach są jedynie słowami. Czy tak trudno znależć w dzisiejszych czasach prawdziwą miłość – zdecydowanie tak. Mówiąc krótko wielu mężczyzn po pierwsze dyskwalifikuje kobiety dojrzałe ze względu na wiek, patrząc jedynie przez pryzmat swoich seksualnych oczekiwań. Czy trudno jest zaakceptować wiek, doświadczenie, inteligencję poglądy, potrzebę radości życia – Tak. 
 

Opinia mężczyzn o dojrzałych samotnych kobietach jest co najmniej krzywdząca jeśli nie wręcz obrzydliwa. Komentarze w stylu – brak ci chłopa i palma odwala!!!!! A ci co mają kryzys wieku średniego jakoś siebie w złym świetle nie widzą, a szkoda.

Jak każda kobieta tak i ja potrzebuję kogoś kto mnie zrozumie, porozmawia na każdy temat, doradzi w kwestiach spornych, przytuli kiedy trzeba, wyzna jak ważna jestem dla niego w każdej chwili. Tak nas stworzyła natura. Mam dość być namiastką kobiety – ja nią jestem.


niedziela, 20 listopada 2016

Mam marzenie

Oczyma wyobraźni już widzę miny czytających – kpiące, śmieszne, pełne........., że starej babie odwaliło. A owszem mimo dojrzałego wieku jak każdy marzę. A moje marzenia do tej pory te bardzo realne zostały spełnione – poleciałam do Afryki, jechałam na wielbłądzie, leciałam na spadochronie za motorówką, nocowałam na Saharze – największej pustyni świata. Mogą się spełnić marzenia – oczywiście o ile są realne. Tak więc mimo cyfr u pana pessela jestem młoda duchem. Wszystkim wokoło powtarzam, że pessel to tylko cyfry. Wśród moich znajomych panuje opinia, że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście że nie. Całe życie towarzyszy mi muzyka, a jak muzyka to i taniec. Nawet chodziłam na kurs tańca, wprawdzie krótko, ale zawsze trochę liznęłam tej sztuki.

Oglądając „Taniec z gwiazdami” niejednokrotnie patrząc na tancerzy myślałam i marzyłam by chociaż raz oddać się w ręce zawodowego tancerza. Co może być w tym przeszkodą? Wiek, tusza, niesprawność – przecież to wszystko można pokonać. Ja siebie akceptuję taką jaką jestem. Na sezon wiosenny mam zamiar zapisać się na Zumbę.

Jan Kliment
Rafał Maserak





 
Stefano Terrazzino













Dla różnych osób jest Fundacja Mam Marzenie. Bardzo szczytny cel. Czemu nie powstaje jakaś organizacja aby spełniać marzenia osób dojrzałych. Może sięgam za wysoko? A niby czemu nie mogę sobie pozwolić na takie marzenie. Zakładając bloga nie przyszło mi nawet na myśl, że będę udzielała wywiadów tak w czasopismach jak i dwukrotnie w telewizji oraz na portalach turystycznych. To daje mi poczucie, że człowiek do końca życia przynajmniej dla siebie stanowi wielką wartość. Opinia obiegowa o osobach dojrzałych czyli seniorach nie jest miła. Czy mając tyle lat ile mam powinnam siedzieć w domu w papuciach, z kotem na kolanach, dziergająca na drutach? Chodzę po domu boso, kota nie mam, a dzierganie na drutach mnie irytuje – za wolno przybywa ściegu. Staram się być aktywna tak psychicznie jak i fizycznie. Czytam, słucham muzyki, kręcę bioderkami przy pracach domowych, jednym słowem być na topie.

Obecnie znowu pracuję, przebywam wśród ludzi – odmłodniałam wewnętrznie o jakieś …..... 20 lat, zatem wracam do swoich marzeń, kto wie co z nich wyniknie.

sobota, 15 października 2016

Październikowe Sousse

Dostałam zlecenie zastępstwa wg wstępnego ustalenia na 3 miesiące. Pomyślałam – kochana może ostatni raz ale lecę do  Tunezji. Nic nie poradzę, że uwielbiam palmy, klimat no i oczywiście muzykę. Słowo się rzekło kobyłka u płota. Dostałam pierwsze dwie wypłaty i natychmiast zabukowałam sobie miejsce u znajomego agenta. Wybrałam Hammamet ale hotel wskazany przeze mnie zniknął jak widmo z oferty bo miał zbyt złą opinię. W zamian dostałam propozycję hotelu w Sousse, o jedną gwiazdkę lepszy no i znałam go z Olimpiady Oasis. Bravisimo.

Lot lekko opóźniony ale spoko, nie nerwujsa. Gładkie lądowanie. Na lotnisku Enfidha pustawo więc i odprawa poszła gładko. Do swojego autokaru na transfer do hotelu dotarłam bez przeszkód, papieroska wypaliłam i wsiadłam. Przede mną siedziała rodzinka: rodzice z 2 dzieci. Gadka szmatka – jedziemy do tego samego hotelu. Znajomość przypieczętowana nakrętką z odrobiną whisky. I tak się zaczęło.

Luiza, Rafał oraz Damian i Nikolka to super towarzystwo. Każdą chwilę spędzaliśmy razem. Jako, że wielokrotnie odwiedzałam Tunezję podzieliłam się swoją wiedzą na temat zwyczajów i obyczajów. Następnego dnia wyruszyliśmy na souk. Drobne zakupy i powrót do hotelu. Luiza z rodziną zamieszkała w bungalowie ja niestety w 3 piętrowym budynku wśród....... rosjan. Oj dali się we znaki jak nigdy. Darli się po nocach, o muzyce i krzykach nie wspomnę.

Hotel ogromny, z wielką ilością wszelakiego rodzaju basenów i zjeżdżalni. Raj dla dzieci. Nikolka każdą wolną chwilę spędzała w wodzie. Przed wyjazdem miałam niepokój bo poprzednie tygodnie w Tunezji lało jak z cebra. Nas przywitała słońcem, niemal upałem. Tradycją stało się, że jako posiadaczka kubeczków, łyżeczki i kawy plujki gościłam Luizę i Rafała w towarzystwie dzieci na codziennej „małej czarnej”. A było przy tym śmiechu co niemiara. Po kawusi na śniadanko, a potem na basen, na plażę, na drinka.

Ja dodatkowo miałam ze sobą discmana z głośniczkiem i płytami. Mieliśmy rozrywkę. Cały personel hotelu mówił głównie w języku rosyjskim. Było to o tyle irytujące, że ci turyści okupowali cały hotel, czując się aż za swobodnie. My obserwowaliśmy tylko to ich zachowanie co najmniej naganne. Awantury, przepychanie się do stołów. Wynoszenie z nowe nagrania muzyki, po czym zaprosił mnie do restauracji jedzenia na zapas. Żałosne i śmieszne jednocześnie. Szkoda, że potem jest opinia przypisywana europejczykom bez wyjątku. Czuli się chyba panami tego świata. śmieszna jednak była rewia mody pań, puszystych w mini w brokatach i nie tylko.

Byłam z moim znajomym na souku bo bardzo chciałam kupić nowe nagrania muzyki a potem zaprosił mnie na kawę a następnie do arabskiej restauracji na prawdziwe, tradycyjne tunezyjskie jedzenie. Oczywiście zamówiłam chorbę.

Zaplanowaliśmy sobie wyjazd do Port El Kantaoui. A tam w parku rozrywki znowu wiele atrakcji. Nie wiem jak to się nazywa ale było tez coś w rodzaju wyrzutni, wystrzeliwało w pionie na dość dużą wysokość i szybko, chwila relaksu w górze i z powrotem spadek na dół. Jedynie my z Luizą zdecydowałyśmy się na ten rodzaj rozrywki, panowie stchórzyli. A był z nami mój znajomy tubylec którego znam 6 lat. Podobno martwił się o mnie. A co mi się może stać, jak ma mnie szlag trafić to miejsce nie ma znaczenia. A doznania były REWELACYJNE. Potem poszliśmy na kawę i tu znowu powód do śmiechu. Zakrzyknęliśmy że pijemy kawę po pańsku czyli z ostawionym małym palcem. Rafał filmował jak piłam kawę a poza kadrem ich syn Damian siorbał szejka. Na filmie wygląda na to że ja to robię. Płakałam ze śmiechu.

Niemal do codziennych rytuałów należała kawa poranna, potem drink przy basenie albo na plaży, długie rozmowy o wszystkim i niczym. Ale to nie znaczy, że się nudziliśmy. O nudzie nie było mowy. Nasze obserwacje dostarczały nam niezłej rozrywki. A na plaży wylukałyśmy spadochrony. Opowiedziałam mpoim znajomym jak wygląda lot bo taki miałam za sobą na Djerbie w 2005 r. Razem z Luizą pobiegłyśmy zamówić sobie lot. A co nam szkodzi. Rafał posiadacz niezłego sprzętu fotograficznego filmował wszystko co się da. Poleciałam z chłopakiem z obsługi, ale zabrałam ze sobą na ten lot swój aparat i filmowałam morze z lotu ptaka. Boże jaki to cudny widok. Luiza i ja namówiłyśmy jej syna 16 letniego Damiana i po raz pierwszy on też poleciał. Opowiadał o swoich wrażeniach i był zachwycony.

Jeden tylko dzień a raczej popołudnie pogoda się zepsuła, była burza. Pogoda cały czas ponad 30 stopni, upał.

W dzień przed odlotem w ramach prezentu na moje zbliżajęce się imieniny dostałam hennowy tatuaż na ramię – lwa.


Wyjazd z hotelu 4.15 po skromnym śniadanku, wylot o 7.00 rano z międzylądowaniem w Katowicach. Obiecaliśmy sobie, że w przyszłym roku jak się uda zgromadzić kasę obieramy kierunek Maroko, bo tam jeszcze nie byłam.


robienie tatuażu
wyjście po locie pionowych
chorba
Luiza i Rafał



wtorek, 4 października 2016

A życie toczy się dalej


Jest to notka poświęcona mojemu znajomemu Piotrowi Jaskólskiemu. Dowiedziałam się, że zmarł.

Piotra poznałam na forum Gazeta.pl w dziale turystyka. Po raz pierwszy wybierałam się w podróż do Afryki. Kontynent zupełnie mi nieznany. Kontaktowaliśmy się i na forum i emailowo. Piotr wówczas mieszkał dłuższy czas w Tunezji. Cieszyłam się, że będę miała towarzystwo polaka. Umówiliśmy się, że ja przywiozę mu polskie gazety i ew. alkohol on w zamian zaopatrzy mnie w wodę butelkowaną. Już w hotelu na Djerbie wysłałam sms z numerem pokoju. Wymiana poszła gładko, po czym zaprosiłam Piotra do baru.

Wiedział ode mnie, że moim marzeniem było zobaczyć Saharę. On jako dziennikarz, podróżnik, fotograf zwiedził pół świata. Biorąc udział w konkursie podróżniczym Piotr wspierał mnie wieloma informacjami, o które trudno w przewodnikach. Są one przekazywane między ludźmi.
Dostawałam od niego zdjęcia z Kambodży i innych krajów w których nie zawsze było bezpiecznie.

Podziwiałam jego pasję podróży, zwiedzania świata, a także odwagi i umiejętności dostosowywania się do warunków jakie panowały w kraju gdzie przebywał.

W ramach konkursu nawet z Piotrem przeprowadziłam wywiad

Tym wpisem chciałabym upamiętnić znajomość z Piotrem. 
 

środa, 7 września 2016

Warte uwagi dla wszystkich

Teskt od mojego blogowego kolegi. W czasach kiedy dobro rodziny jest na dalszym planie warto się zastanowić nad wszystkim.
 Vojtku, dziękuję za możliwość umieszczenia tego tekstu u mnie


http://warsawman.blogspot.com/2016/09/opowiesc-o-prawdziwym-czowieku.html

poniedziałek, 5 września 2016

Czy to jest miłość czy to jest kochanie?


Psychologia zawsze mnie interesowała. Pracując w Zakładzie psychologii poczytałam to i owo. Ale też interesowały mnie relacje międzyludzkie.
Czasami jest to sprawa poważna, życiowa a czasami coś co mnie w głupocie ludzkiej powala na kolana.

Taka oto sytuacja.
Facet rozwiedziony, z dzieckiem przy byłej żonie, casanova od siedmiu boleści, Czatuje na wszystkich możliwych portalach randkowych gdzie poznał swoją nową zdobycz. Nie mnie oceniać obojga ale to chyba naprawdę psycholog potrzebny do rozwikłania problemmów obojga. Owa dama spędza noc z „ukochanym” na pierwszej randce po czym układa sobie scenariusz przyszłego życia. Poprzednia ukochana przybyła z wizytą, którą zakłóciła wizyta oblubienica. Przyjechała do ukochanego bez uprzedzenia dużo kilometrów, bez uprzedzenia, podstępem dostała się do bloku udając sąsiadkę po czym bombardowała drzwi dzwonkiem, szarpaniem klamką. Ukochany będąc w towarzystwie innej kobiety ignorował obecność kobiety za drzwiami. Nie byłoby nic w tym dziwnego gdyby nie Pani za drzwiami była „cierpliwa” i za drzwiami spędziła 5 godzin.

Jak bym to oceniła. Nie jestem znawcą problemu jedynie kobietą dojrzała z pewnym bagażem doświadczeń życiowych. Wymądrzać się nie zamierzam jedynie posługując się logiką. Pan jest niedojrzały emocjonalnie, a przy tym życiowy tchórz. Oczekuje chyba – tak sądzę że albo czas rozwiąże za niego problemy albo ktoś inny. Pani natomiast – chyba realizuje swój plan życia, nie zastanawiając się nad zachowaniem, nie mówiąc o kobiecej godności. No cóż może chęć bycia z kimś jest silniejsza niż logika, czy tzw. mądrość życiowa.

Dobry temat na pracę dla psychologa, a może i psychiatry.

niedziela, 17 lipca 2016

Fucha na medal


Przez ileś lat na emeryturze taka fucha mi się nie trafiła. Dzieki temu że mam dobre układy z ludźmi z którymi pracowałam dość długo, pamięć o mnie pozostała.

Wracałam z wizyty kontrolnej u okulisty kiedy zawibrował mi w kieszeni telefon, na wyświetlaczu znajome nazwisko. W autobusie nie można gadać bo i tłum ludzi i hałas. Poprosiłam koleżankę o telefon za 30 minut. W domu zajęłam się swoimi sprawami, ale gdzieś w podświadomości coś mi mówiło że sprawa ważna. No i doczekałam się. Wiadomość jaką otrzymałam postawiła mnie na nogi. Propozycja zastępstwa za koleżankę, która poszła do szpitala. Perspektywa pracy na zlecenie – godzinowo cały etat była super. Wprawdzie miałam lekkie opory bo tego rodzaju pracy nie znałam. Prowadzenie sekretariatu to inna branża. Ale skoro o mnie pomyślano i zaproponowano to znaczy że uznano za wpełni zdolną do podjęcia wyzwania.

Miałam jeden problem, który nieco mnie niepokoił. Dwa dni wcześniej umówiłam się z koleżanką z zagranicy, która wybierała się z wizytą do Polski, że zamieszka u mnie i będziemy razem spędzać czas. Uznałam że muszę ją o tym powiadomić. Przytaczać rozmowy dokładnie nie będę, ale zadałam pytanie – nie wiem co teraz zrobić, jak oddrzucę tą propozycję to więcej takiej nie dostanę, do emerytury każdy grosz się przyda, przecież nie będziesz czekać aż wrócę z pracy. Na końcu moje pytanie – co zrobić? - brak odpowiedzi. Nie spodziewałam się reakcji w stylu, tak się nie robi, okłamałam, reszty słów szkoda przytaczać. Jakie kłamstwo skoro nie miałam pojęcia o tej propozycji pracy. No cóż efekt taki, że została była znajomą. Samo życie.

Najpierw chodziłam do koleżanki która mnie wprowadzała w zakres obowiązków. Uczyłam się od podstaw bo programy były dla mnie nowością, ale mam nadzieję że nic nie skopałam. Miło było też zobaczyć starą kadrę i ich uśmiechy, powitania, miłe słowa. Okazuje się, że tak oni jak ja mamy wrażenie jakbym na emeryturę odchodziła dzień, dwa czy tydzień temu. No cóż mózg wyćwiczony najpierw w pracy z cyferkami, potem sekretariat. Na sklerozę jeszcze nie cierpię i chwała Bogu.

Zdrowotnie też nie narzekam, grzechotniki z woreczka poszły do utylizacji, wnuczek skończył 6 klasę ze świadectwem z czerwonym paskiem, córka założyła bloga o tematyce cukierniczo-wegetariańsko-wegańskiej, także wpisu w książce kucharskiej Dr Jacobsa – polskie wydanie, ja dorobiłam się 2 wywiadów gazetowych w tym roku. Nie narzekam – jedynie i chyba nie tylko mój strach o przyszłość, jak każdego emeryta. Zawsze jednak dopowiadam, że mam dach nad głową, w miarę dobre zdrowie i cokolwiek do garnka to już nie jest źle. Pozytywne myślenie – to nam daje napęd do życia.

A za zarobione pieniądze może odpocznę pod palmami? Kto wie? 
Michaś ze świadectwem
okładka książki kucharskiej
przepis córki
 

piątek, 27 maja 2016

Bal smakowy w BalBarze



Tego jeszcze nie było. Ja zawzięty mięsożerca dałam się namówić córce na wizytę w BalBarze – restauracji wegetariańskiej i wegańskiej w Warszawie przy ul. Ząbkowskiej 9. Niewielki lokal ze specyficzną atmosferą. 


Córka została zaproszona na degustację nowego menu, zaproszenie na 2 osoby. Wejściówka tylko dla wybrańców. I o to chodzi. Na wstępie właściciel lokalu Pan Andrzej Iwulski przywitał gości, opowiedział historię lokalu.



To co najbardziej mnie ujęło to nacisk na informację o wykorzystywaniu w menu oryginalnych produktów. Przybliżył historię tą dalszą i przyszłą. Niedługo przed wejściem do restauracji mają się znaleźć naturalne zielone dekoracje czyli kwiaty. Okolice Bazaru Różyckiego obfitują w oryginalne nazwy lokali np. W oparach absurdu, Łysy pingwin.


Po powitaniu, zapraszano nas  również na występy polskich artystów i nietuzinkową muzykę nastąpił moment degustacji. Potrawy ustawione w formie szwedzkiego bufetu. Ale na początek razem z córką dostałyśmy zimne napoje w niesamowitych słoikach ze słomką.



Dla mnie ważną informacją, czego powinni uczyć się inni restauratorzy, że menu dostosowane jest sezonowo. Wielki to plus dla właściciela, który jednocześnie podkreśla zaangażowanie, znajomość kuchni swojego personelu.



No i przystępując do degustacji byłam nastawiona dość sceptycznie. Wiem, że to kuchnia smaczna i zdrowa, jadłam wcześniej bo córka jakiś czas temu preferowała ten rodzaj kuchni. W domu smakowałam już potrawy wegetariańskie, hinduskie. 

pyszne chłodne napoje
mój ulubiony hummus
degustacja
 



Lukałam na te potrawy, podane swobodnie. Zaserwowałam sobie tradycyjny hummus. Miałam możliwość porównania smaku z tymi które jadłam w Shaggy's Sheesha, w restauracji Samira a także w Sphinx.

Smakowo zbliżone ale jednak różne. Gdybym się chciała przestawić na kuchnię wegetariańską można się zapisać na warsztaty w zakresie gotowania.





A co jadłyśmy? Oj długo by wymieniać. Wyśmienite burgery warzywno owsiane, podane na czarnym pieczywie z kiełkami i szpinakiem, sernik na zimno zwany tofurnikiem z plasterkiem limonki, hummus oczywiście, fenkuł w sosie sojowym z migdałami, ryż z gramolatą, sałatki z możliwymi dodatkami których nazw nie znam i oczywiście szejki.



Słowem, nie żałuję ani jednej minuty tam spędzonej, jedzenie świeże, pyszne, zjadane w miłej atmosferze. A już żegnając się z właścicielem minęłyśmy się ze znanym muzykiem Tomaszem Lipińskim.



A na koniec – doturlałam się do domu, objedzoną jak bąk, wybrałam część trasy powrotnej drugą linią metra której jeszcze wtedy nie poznałam.

A wegetarianom i weganom polecam BalBar jako miejsce dobrego jadła, miłej atmosfery i w tle cichutko grającej muzy. Ja w każdym razie kiedyś tam wrócę.


niedziela, 17 kwietnia 2016

W świetle "prawa"


Nie interesowałam się nigdy polityką, bo się na niej po prostu zwyczajnie nie znam. Słucham codziennym wiadomości i mówię szczerze włos się jeży na głowie. Poczynając od praw konstytucyjnych, które gwarantują mi prawo do swobodnej wypowiedzi. Pytanie tylko czy mam do tego rzeczywiście prawo? Dyskutowana ostatnio dość ostro sprawa aborcji a raczej jej zakazu. W tej chwili wiekowo jestem w wieku poprodukcyjnym i ciąża mi nie grozi tak z gwałtu jak i normalną koleją rzeczy. Ciąża – to wynik prokreacji, a tego potrzebny mężczyzna. Jak to się dzieje, że nikt nie pyta o zdanie kobiety tylko uchwala się odgórnie zasady kiedy i jak można usunąć ciążę. Najwięcej oczywiście mają do powiedzenia mężczyźni i kobiety nie wytykając wieku podstarzali, albo kler żyjący w kłamstwie. Bo czymże jest w tym przypadku celibat? Skąd w takim razie bierze się tyle dzieci z księżmi, skąd tyle przypadków pedofilii, przepełnionych domów dziecka i okien życia?????????

Czy kobieta to drugi sort, bezwolna kukła za którą trzeba podejmować decyzje? Gdyby przeprowadzono ankietę wśród kobiet które usunęły ciążę – bo to ostateczność, czy ktoś pomyślał co owa kobieta przeżywa, jakie pozostają w niej uczucia? Dla kobiety zwłaszcza noszącej w sobie płód z licznymi wadami genetycznymi trauma pozostaje całe życie, Decyzja to nie pstryknięcie palcami i ot już zdecydowałam. Urodzenie takiego dziecka to obowiązek rodziców utrzymania do końca swoich dni, w cierpieniu, wielkim wysiłku oczywiście bez pomocy Państwa i wszelakich uchwał. Zazwyczaj kobieta rezygnuje z pracy, ale też niestety mnóstwo mężczyzn nie jest w stanie pogodzić się z myślą bycia ojcem dziecka niepełnosprawnego. Zgorszenie wywołuje fakt wprawdzie nieliczny kiedy rodzice ze względu na swoją sytuację zmuszeni są oddać dziecko do domu opieki?

Mamienie +500, to już szczyt wszystkiego. W ekonomicznego punktu widzenia i dla laiaka politycznego to prosty rachunek zabrać jednym dać drugim. Mając dwoje dzieci kobieta dostanie pieniądze na drugie dziecko, a co z pierwszym. To dziecko też żyje, potrzebuje jedzenia, ubrania, edukacji, mieszkania. Dojdzie do tego że moja waloryzacja tegoroczna w kwocie nie przekraczającej 8 zł miesięcznie kto wie czy nie zostanie też zabrana. Czy dostając +500 kobiety mają rodzić jak koty, byle więcej bo przyrost naturalny jest za mały? W jakim my świecie żyjemy – wracamy chyba do wspólnoty pierwotnej czy średniowiecza.


Podzielę chyba zdanie wielu ludzi – nie żyjemy w państwie prawa.

wtorek, 8 marca 2016

Dzień Kobiet w Polsce

Z tej okazji dziś pokusiłam się o wiadomości źródłowe dotyczące obchodzenia Dnia Kobiet..
Dziś już wiem - Dzień Kobiet – coroczne święto obchodzone 8 marca jako wyraz szacunku dla ofiar walki o równouprawnienie kobiet. Ustanowione zostało w 1910 roku. Dzień Kobiet w Polsce był obchodzony na szeroką skalę do 1993 roku. Taką definicję znalazłam na Wikipedia.

Za pierwowzór Dnia Kobiet przyjąć można obchodzone w starożytnym Rzymie Matronalia. Było to święto przypadające na pierwszy tydzień marca, związane z początkiem nowego roku, macierzyństwem i płodnością. Z okazji tego święta mężowie obdarowywali swoje żony prezentami i spełniali ich życzenia.

Dzień Kobiet jest obecnie oficjalnym świętem w Albanii, Algierii, Armenii, Azerbejdżanie, Białorusi, Bośni i Hercegowinie, Brazylii, Bułgarii, Burkina Faso, Kamerunie, Chinach, Kubie, Laosie, Kazachstanie, Kirgistanie, Macedonii, Mołdawii, Mongolii, Czarnogórze, Polsce, Rumunii, Rosji, Serbii, Tadżykistanie, Ukrainie, Uzbekistanie, Wietnamie, Włoszech i Zambii. Mężczyźni wręczają wtedy znajomym kobietom – matkom, żonom, partnerkom, koleżankom kwiaty i drobne podarunki. W niektórych krajach (jak Rumunia) dzień ten jest równoważny z dniem matki, podczas którego dzieci ofiarują drobne prezenty swoim matkom i babciom.

Dziś właśnie od swojej starszej siostry dowiedziałam się że w Rosji dzień 8 marca jest traktowane jak święto narodowe, czyli dzień wolny od pracy.

Nie wiem czy pamiętacie drogie panie jak to bywało w tym dniu w pracy. Tradycyjnie czerwone gożdziki i jak firma była bogatsza to można było jeszcze otrzymać, np. rajstopy albo nawet jakiś talon. Śmieszne w tym wszystkim było, że owy „prezent” należało pokwitować. „Naszym” mężczyznom zdarzało się zaprosić do restauracji, na koncert czy do teatru.

A jak to wygląda dziś. Zmieniła się być może forma obchodzenia tego święta. Kobiety i słusznie uważają że trzeba w nich widzieć kobietę przez cały okrągły rok a nie tylko w tej określonej dacie. Czy przez to swoje święto mamy więcej czasu dla siebie? Żeby taki dzień zaistniał biegniemy do sklepu po ciastka, jeśli nie mamy czasu na własne wypieki, po powrocie z pracy jakiś uroczysty obiadek. No i tu się pytam – gdzie ci mężczyźni? A i owszem siedzą przy stole, czekają na frykasy i w myślach pewnie się modlą – niech ten dzień się skończy.

A następnego dnia wszystko wraca do normy. To my zazwyczaj dźwigamy całe siatki zakupów, my sprzątamy, pierzemy aby nasz Pan był zadbany, gotujemy. Mam zatem pytanie czy warto taki dzień obchodzić skoro panowie „widzą” w nas kobiety 8 marca?


A Paniom – bądźcie sobą, wszystkiego najlepszego na cały rok

piątek, 12 lutego 2016

Rodzina ach rodzina



Dobre stosunki w rodzinie to podstawa obecnej egzystencji każdego człowieka. Mam to szczęście, że moja córka jako jedyne moje dziecko oprócz własnej rodziny robi coś dla siebie. O moim blogu wyraża się optymistycznie. Dla mnie ta ocena jest bardzo ważna, z Jej zdaniem się bardzo liczę. Jest zadowolona kiedy dostaję zaproszenie do udzielenia wywiadu. Obecnie czekam na publikację 2 wywiadów, jeden już niebawem się ukaże, po Walentynkach, a drugi?????? jeszcze nie wiem.

Moja córka już jako dziewczynka pomagała mi, czego przykładem jest zrobiony przez nią pierwszy obiad w wieku 7-8 lat. Nie był to wyszukany posiłek, ale zrobiony przez córkę dla matki. Nigdy nie miała oporów przed zajęciami w kuchni. Był czas kiedy gotowała wg wskazówek kuchni indyjskiej. Słowem pychota, którą wcale nietrudno przenieść na grunt polski. Mnie kuchnia orientalna bardzo smakuje.

Nowo powstały blog mojej córki, zaglądajcie i komentujcie http://vegeslodkosci.blogspot.com

Na każdym spotkaniu u córki prezentuje mi dzieła cukiernicze. Oprzeć się im nie można. Nie przyznała się, ale podjęła decyzję o prowadzeniu bloga i dzieleniu się doświadczeniem i przepisami na odjazdowe smakowo ciasta. Tak jak zięć robi niesamowite potrawy z mięsa tak nie ma sobie równych do smaku ciast pieczonych przez córkę. Dla mnie samej nie chce mi się piec chociaż potrafię.

Na razie na blogu córki trochę pustawo bo to dopiero początek, ale są dobre perspektywy. No i wracam do tematu rodziny. Ja prowadzę bloga, moja córka też, starsza siostra śpiewała w chórze Uniwersytetu III wieku, brała udział w marszach, maratonach, ecco walkathon. Teraz ze względu na komplikacje po złamaniu prawego nadgarstka zaprzestała nordic walking, inna siostra poruszyła niebo i ziemię aby udokumentować zdjęcia, dokumenty służące do stworzenia drzewa genealogicznego – które ja jedynie wprowadzałam w program komputerowy.

Wnuczek od jakiegoś czasu stał się wielkim pasjonatem fotografii i oprogramowań komputerowych.

O sobie mówić najtrudniej. Jako nastolatka brałam udział w konkursie piosenki radzieckiej – jedynie wyróżnienie.  Jeśli dopisuje nam zdrowie, mając odrobinę czasu (ja mam więcej niż inni) trzeba poszerzać swoje horyzonty myślowe, utrwalać swoje pasje. Mam za sobą łącznie 6 wywiadów gazetowych, 2 wywiady telewizyjne, kilka wywiadów internetowych.
Powiem krótko – nie mam czasu na nudę.

czwartek, 4 lutego 2016

Wampiry energetyczne w twoim otoczeniu? Rozejrzyj się uważnie !!!!!!!!!!!!


Zupełny przypadek sprawił, że zainteresowałam się tym tematem. Była u mnie z wizytą znajoma, której pasją jest wróżenie, jasnowidzenie i tp. Jak zwykle nasze rozmowy były o wszystkim i o niczym. Jadłyśmy ciasteczka, popijając herbatką. Spotykamy się czasami. Potem przysłała mi link do artykułu, który przeczytałam z zapartym tchem. Jak dobrze przeanalizować swoje znajomości to widzę, w moim kręgu kilku wampirów. Artykuł dość precyzyjnie określa charakter takiej osoby. Bo czymże jest taki rodzaj kontroli, dominacji, czy nie boję się nazwać rzeczy po imieniu władzy nad nami i odwrócenie odpowiedzialności. Zdobycie zaufania wampira do ofiary to też zaufanie w całym tego słowa znaczeniu. Każdy z nas potrzebuje kogoś z kim można porozmawiać bez wahania o swoich problemach. Dla wampira to nie lada gratka, potem przy każdej okazji i z każdym omawia to to usłyszał, komentując …............. Szkoda słów.

Przykład prosto z życia wzięte. Najpierw się kogoś zaprasza czy to wycieczka czy wizyta. W momencie kiedy sytuacja dojrzewa do omówienia szczegółów zaczyna się lawirowanie tak aby zniechęcić do skorzystania z zaproszenia. Rezultat jest taki, że zapraszana osoba wycofuje się z takiego zaproszenia. A co robi wampir – przecież zapraszał a to TY a nie ktoś inny zaproszenie odrzucił, wampir jako dobra ciocia czy wyjcio a ty wredna baba. Mnie nauczono i staram się tego pilnować. Skladam obietnice tylke te, kórych mogę dotrzymać. Pada też chęć pomocy, ale jaka to pomoc w którą mimo wszystko trzeba zainwestować. Jak piszą w artykule ofiara wampira jest zniechęcona, pozbawia się ją poczucia własnej wartości, ciągle podenerwowana.

Jak wynika z tego też artykułu, ofiarami wampirów emocjonalnych są osoby wrażliwe, być może z własnym poczuciem mniejszej wartości (to mój osąd), Zadaję sobie pytanie czy owe wampiry mają świadomość swoich zachowań. Chyba nie do końca.

Zacytuję kawałek artykułu
Osoby, określane jako wampiry emocjonalne żyją zatem w przekonaniu o tym, że ich potrzeby są ważniejsze niż potrzeby otoczenia. Co więcej, sądzą że wszelkie zasady społeczne dotyczą wszystkich prócz nich, jak też że domena popełniania błędów przypisana jest każdemu człowiekowi z wyłączeniem ich osoby. Innymi cechami wampirów psychicznych są: niecierpliwość, ślepe dążenie do celu i wszczynanie awantur, kiedy tylko coś nie idzie po ich myśli.

Wampiry przy takim zachowaniu nie są wg mnie zdolne do takich uczuć jak sympatia, lojalność (oj przekonałam się), szczerość i miłość. To osoby narcystyczne kochające tylko siebie.

Następny cytat
Początkową relację z wampirem energetycznym można porównać do zasłony dymnej, gdyż osoby te w sposób doskonały tworzą całą otoczkę, ukazując swój blask i wspaniałość, które, jak się później okazuje, są jedynie przykrywką ich egoizmu i chęci wykorzystania innych w celu odniesienia własnych korzyści. Taka sytuacja w efekcie powoduje, że sami nie wiemy, kiedy tak naprawdę zostajemy pochłonięci w wir destruktywnej relacji.

Jak doradza nam autorka publikacji Sabina Maćkowicz -
Wampiry energetyczne żyją wśród nas i co gorsza, ujawniają swoje manipulacyjne i destruktywne predyspozycje dopiero po pewnym czasie, kiedy to już jesteśmy zaangażowani i uwikłani w niebezpieczną dla nas relację. Mimo to przy każdej nowej znajomości powinniśmy zachować czujność, a wszelkie, nawet najmniejsze, sygnały traktować na poważnie. Pamiętajmy również, iż kluczem do zerwania niszczącej więzi jest nasza siła, pewność siebie i zdecydowane zachowanie.

http://www.psychiatria.pl/artykul/czy-wampiry-energetyczne-naprawde-wysysaja-z-nas-energie/11984.html

środa, 20 stycznia 2016

Powróćmy jak za dawnych lat



Chętnie powołuję się na tytuły znanych piosenek. Początek każdego roku uświadamia nam wszystkim upływający czas. Podchodzę do tego ze specyficznym humorem. Upływający czas to tylko cyfry, pessel, a ważne jest to co w nas. Tego nic już nie zmieni. A może niczym bohaterka książki Eleanor H. Porter  POLLYANNA należy się w każdej sytuacji doszukiwać dobrych aspektów życia. To ma sens, a i życie staje się barwniejsze.




Uświadomiłam sobie, że w moim domu przechowuję perełki książkowe. Nie wspomnę o książce Alexa Haley'a KORZENIE z 1988 r. Pamiętam po obejrzeniu serialu jaką batalię stoczyłam aby tą książkę kupić. Dla mnie jest ona LEKIEM NA CAŁE ZŁO. Często do niej wracam. Wprawdzie próbowałam czytając stworzyć genealogię rodu pisarza, ale przyznaję że nie dokończyłam tego. Nie starczyło mi cierpliwości aby zrobić drzewo genealogiczne. Ale przed blisko 10 laty na prośbę mojej starszej siostry mając mnóstwo dokumentów rodzinnych sprzed wielu lat za pomocą programu komputerowego umieszczonego w internecie stworzyłam obraz całej mojej rodziny. Wydruk był dość pokażny. 



Przy okazji tworzenia tego drzewa uświadomiłam sobie jakie perełki wydawnicze w domu posiadam. Po śmierci mamy odziedziczyłam jej najważniejsze książki Aleksandra Dumas
Trylogia o muszkieterach:
-        Trzej muszkieterowie
-        Dwadzieścia lat później
-        Wicehrabia de Bragelonne
Są to publikacje z 1968 i 1969 roku. 
 


To nie jedyna rzecz odziedziczona po śmierci mamy. W domu zachowała się ręczna maglownica mojej babci zmarłej w 1956 r. Oceniam że ów drewniany przedmiot ma około 100 lat. Próbowałam kiedyś ofiarować tą maglownicę do Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Odmówiono mi bo koszty konserwacji dla Muzeum były nieopłacalne. Czyli co – historię wyrzucić do kosza. Nigdy. No i została w moim domu. 


Z zakresu fotografii został mi aparat na kliszę ale automatyczny, kupiony za kasę którą dostałam organizując w pracy spotkanie polsko-włoskie (farmaceutyczne) – a był to rok 1992. Nie wspomnę o aparacie Smena, który córka dostała jako prezent na I Komunię w 1993 r.  Nie zachowała się jednak maszyna do szycia stołowa Veritas, którą otrzymałam w prezencie ślubnym od siostry mojej mamy. Natomiast kilka lat temu moja siostra przysłała mi płytę z filmikiem na której jestem świeżo po maturze. Śmieszne jest to że był to film niemy, dopiero mąż siostry dołączył do tego muzykę i teraz jest w porządku. 

Dawno temu film z mojej młodości

Dzięki mojemu blogowemu koledze Vojtkowi, który podrzucił mi link do programu tworzącego filmy ze zdjęć z możliwością włączenia odpowiedniej muzyki stałam się bogatsza o to doświadczenie.

Pisząc tą notkę uświadomiłam sobie ile różnych rzeczy zdarzyło się w moim życiu. Wniosek z tego prosty – o złych doświadczeniach zapominamy, pamiętamy i hołubimy te dobre.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...