sobota, 28 listopada 2015

Samotni wśród ludzi

W wyniku wyszukiwania przez mojego bloga zostałam zaproszona na spotkanie z mieszkańcami Domu Opieki Społecznej w Zielonce k/Warszawy. Zaprosiła mnie Pani Psycholog sugerując się moimi szczerymi acz prostymi wypowiedziami na temat mojego stosunku do życia ale i dużego dystansu do siebie. Po raz pierwszy miałam okazję rozmawiać z ludźmi na żywo, trema jak diabli. Przyjęłam zaproszenie nie dlatego, żeby się dzielić swoimi „mądrościami życiowymi” ale dlatego że nigdy nie byłam w takim miejscu.

Pracując w szpitalu widziałam niejedno. Zbliżające się święta czy wakacje i rodzice albo dziadkowie lądowali w szpitalu, bo rodzina chciała spędzać spokojnie wakacje. Nie mówię, że to norma, ale niestety tak jest. Wiem, że czasami rodzina jest zmuszona z różnych powodów umieszczać swojego członka rodziny w domu opieki zwłaszcza w przypadku kiedy z różnych powodów nie są w stanie zaopiekować się osobą starszą. Przykre to wrażenie, że my dojrzali rodzice czy dziadkowie na resztę swego życia zostajemy przeniesieni w miejsce, które tylko z nazwy jest domem. Tu w Zielonce, w pięknym historycznym budynku zobaczyłam od środka jak wygląda takie życie. Świadoma jestem tego, że najlepsza opieka medyczna czy socjalna nie rekompensuje przebywania we własnym domu. Kiedyś, kiedy jeszcze żyła moja mama na prośbę aby się przeniosła do którejś z córek nieodmiennie powtarzała „starych drzew się nie przesadza”. Miała rację.

Zatem do rzeczy. Przygotowałam sobie w głowie tekst, na pendriva zrzuciłam trochę zdjęć z moich wypraw. Mam pełną świadomość jakimi ograniczeniami są dla tych ludzi pobyty poza domem rodzinnym. Moja siostra mająca obecnie 78 lat bez ustanku mi powtarza, że siedzenie w domu na emeryturze, zamknięcie się w sobie to największy błąd jaki popełniamy. Starałam się w trakcie mojego wystąpienia uzmysłowić to mieszkańcom Domu. Wiem, że mają wspaniale zorganizowane rozrywki ale kontakt z kimś spoza domu na pewno był dla nich szczególnie ważny. Jeszcze zanim zaczęłam spotkanie co chwila ktoś podchodził i pytał kiedy zaczynamy. Szalenie to miłe. Żeby nie stresować tych ludzi opowiadałam im różne prześmieszne sytuacje z jakimi się spotkałam. To nie tak że tylko ja mówiłam, mieszkańcy też mieli coś do powiedzenia. Wspólnie stwierdziliśmy, że najważniejsze to być sobą, na c przytoczyłam przykład: akceptuję siebie taką jaką jestem, nie podoba się komuś moja tusza – trudno a ja ją lubię. Jeden z Panów powiedział mi komplement, że wyglądam zdrowo i młodo na co usłyszał że wiek to tylko cyfry, a lepiej żebym nie musiała przedstawiać publicznie listy moich dolegliwości. No i atmosfera znacznie się rozluźniła. Na koniec Pani psycholog odwożąc mnie na przystanek podziękowała że mieszkańcom pokazałam że nawet tu na miejscu można oddawać się swoim marzeniom, pasjom i realizować się na swój indywidualny sposób.

Dziękuję Pani Izabeli, że pokazała mi życie, które do tej pory było mi obce. 
DPS Zielonka


środa, 28 października 2015

Niech żyje starość



Pozwoliłam sobie zaczerpnąć tytuł z gazety ulicznej „Zmiana” wydawane przez Zjednoczoną Lewicę. Na polityce się nie znam, nie dyskutuję ale temat jest mi bliski jako seniorce. Gazetkę wręczono mi kiedy szłam na spotkanie w sprawie wywiadu do następnej gazety. Oczekując przed kawiarnią zagłębiłam się w lekturze gazetki. Piotr Gadzinowski – kandydat do parlamentu pragnie w Sejmie zadbać o poprawę losu ludzi starszych. 

Bardzo mi się podoba sposób określania statusu seniora w naszym kraju. Pisze p. Gadzinowski o tym jak żyją w naszym kraju emeryci, jak mało dla kraju znaczą, jak są niedoceniani, także o ich samotności. Prawda jest taka, przynajmniej ja tak odbieram że jak już skończymy pracę zawodową, odchowamy wnuki nie jesteśmy potrzebni. Z opowieści koleżanki wiem też jak starsi ludzie są traktowani przez służbę zdrowia – jej 74 letnia mama złamała rękę, w szpitalu wręcz powiedziano jej że ludzi starych nie warto leczyć, założono temblak i na tym skończyła się pomoc. Zatem my osoby w dojrzałym wieku, nazywani seniorami mamy siedzieć w domu i czekać na śmierć, wykupić miejsce na cmentarzu aby zaoszczędzić dzieciom czy wnukom niepotrzebnych wydatków. Czy wszyscy seniorzy mają być traktowani jak zramolałe mohery słuchające Radia Maryja, oszukiwane i mamione przez banki dobrymi kredytami. Ci, którzy takie poglądy wygłaszają nie mają wyobraźni albo tak zadufani we własnym świecie, swojej chyba nieśmiertelności że zapominają o najważniejszej rzeczy – kiedyś też będą seniorami. 

Owszem brakuje uniwersytetów III wieku gdzie seniorzy mogliby poczuć się przydatni i użyteczni. Z ciekawości kiedyś przeglądałam program na ten jesienny semestr. Jesienią kandydowałam do Rady Dzielnicy, niestety bez sukcesu. Właśnie po to aby między innymi uświadomić władzom, że nawet mając ponad 60 lat jesteśmy ludźmi wartościowymi. Uniwersytety to nie tylko pogłębianie wiedzy, czy dzielenie się nią z innymi studentami ale przede wszystkim kontakt z innymi ludźmi. Większość programów jest poświęcona wykładom historycznym, ekonomicznym. Brakuje w tym tematów codziennych, wykładów lekarzy, psychologów, terapeutów. W wieku seniora nie chcemy się dzielić swoim troskami z bliskimi, może łatwiej jest posłuchać wykładowcy, w przerwie podyskutować z wykładowcą o swoim problemie.

Jak pisze z gazetce p. Gadzinowski „ Starość może być piękna”. Obiecuje zadbanie o rozwiązanie problemów ludzi starszych o stworzenie systemu gwarantującego minimum godnej i radosnej starości. Starość nie musi być samotnością, ale być wspólnym ukoronowaniem aktywnego życia. Oby tylko jak zwykle nie skończyło się na obietnicach wraz zakończeniem kampanii wyborczej.

niedziela, 18 października 2015

Pub Przejście – po przejściach

Życie idzie do przodu. Zdarzają się sytuacje których w żaden sposób przewidzieć nie można. Najpierw diagnoza, której się spodziewałam ale jak każdy odsuwałam od siebie. Badania, konsultacje, płynący nieubłaganie czas, na szczęście akurat ta sprawa już poza mną. Moje „grzechotniki” z woreczka wylądowały gdzieś??????????????? Potem cios w plecy info o dość skomplikowanej prawno-społeczno pochodząca z zaświatów. Szlag mnie trafia, chętnie bym wrzeszczała na głos i klęła jak szewc. A skoro jestem córką szewca to mogę????? Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Może i tak?

Przed operacją udzieliłam jednego wywiadu gazetowego jako jedna z trzech bohaterek a teraz............. będę jedyną. Szkoda, że są to wywiady charytatywne. No cóż – takie jest życie.

Ale do rzeczy. Na jednym z portali jest grupa – Single. Zapisałam się bo taki jest mój status. W sobotę 17 października odbyło się kolejne (dla mnie drugie) spotkanie integracyjne. Część osób znałam z poprzedniego spotkania, część nowa. Było karaoke, były tańce, rozmowy, zabawa do białego rana. Jedno co mi się w tych spotkaniach podoba to odczucie (oby prawdziwe) zatarcia różnic wiekowych, intelektualnych, wyznaniowych, każdych. Nikt nie zwraca na to uwagi. Zatem uprzejmie donoszę, że bawiłam się świetnie na co załączam poniżej filmik.

 

sobota, 26 września 2015

Gdyby jutra nie było – wizyta w Shagg's Sheesha hummus & fatafel


Tytuł żywcem zaczerpnięty z filmu Bollywood. Ostatnio zwaliło się na mnie za dużo. Szczęście w nieszczęściu wszystko skończyło się dobrze. Wylądowałam w szpitalu z dolegliwością rodzinną czyli kamnicą woreczka żółciowego. Nawet nie wiem kiedy zdążyłam wyhodować te moje grzechotniki. Trafiłam w ramach NFZ do nowego szpitala Medicover w Warszawie. Rany koguta ile mnie to nerw, emocji i strachu kosztowało to tylko ja wiem. Jeśli ktoś mówi, że się nie boi to kłamie. Każdy się boi. Niby zabieg prosty ale tylko zapewne w nazwie. Zawsze istnieje ryzyko powikłań, a ja młodziutka już nie jestem. Jedno co mnie chyba ratuje to nieustające poczucie humoru. Jeszcze przed wylądowaniem w szpitalu udzieliłam wywiadu gazetowego do czasopisma „Zdrowie”. Nawet dostałam propozycję wywiadu indywidualnego, bo w tym jestem jedną z trzech kobiet.

A wracając do szpitala myślami. Fenomenalna obsługa pielęgniarek i lekarzy, 2-3 osobowe sale, Pamiętam czas przed samym zabiegiem już na operacyjnej jak rozbawiłam pracujące tam panie. Już leżąc na stole operacyjnym ale jeszcze przytomna, swoją sytuację skomentowałam „ przespałam się z głupim jasiem, a teraz dobierze się do mnie doktorek”. Oj jak się śmiały te babki. No nareszcie jedna z humorem się trafiła. Nie powiem że jeden ze znajomych dodał mi swoimi słowami odwagi – masz córkę, wnuczka, siostrę i masz mnie. Cokolwiek znaczyła ta deklaracja podbudowała mnie. Teraz wracam do zdrowia.

W ramach procesu zdrowienia spotkałam się z koleżanką. Miałyśmy iść na kawę (muszę ograniczać), a wylądowałyśmy w restauracji indyjskiej. Właściciela dopiero teraz po 2 latach bodajże poznałam osobiście. Wirtualnie znamy się z imprez indyjskich, na które mnie zapraszał. Restauracja nazywa się Shaggy's Sheesha hummus & fatafel. 


Znajduje się w centrum Warszawy, ul. Marszałkowska 107. Lubię orientalne potrawy i stąd był mój pomysł. Trafiłyśmy z koleżanką w czasie otwarcia i było nam szalenie miło, że Shaggy przywitał nas w drzwiach. Oczywiście można było posiedzieć na zewnątrz lokalu, ale my zostałyśmy w środku, gdzie na moją prośbę o dietetyczną potrawę dostałyśmy bardzo smaczny hummus a ja dodatkowo napój pod nazwą ajram. PYCHOTA.


 Początek dnia, gości jeszcze niewielu więc Shaggy bawił nas rozmową. Ale najważniejsze dla potencjalnych klientów, obszerne menu, przystępne ceny, w tle orientalna muzyka i zapach fajki wodnej. Obiecałyśmy z koleżanką że będziemy tam częstymi gośćmi.



Shaggy - błagam coś dietetycznego
 Shaggy's Sheesha to miejsce spotkań ludzi wielu narodowości, ceniących smak niepowtarzalnej fajki wodnej. Wyjątkowe miejsce w samym sercu Warszawy! Tak mówi motto które głosi Shaggy, mieszkający w Polsce od dawna, mówiący świetnie po polsku.
Fajeczkę?

środa, 16 września 2015

Świat do góry nogami

Sięgając w przeszłość wiele bym dała aby pewne zdarzenia nie miały miejsca. Życie jednak toczy się dalej. Bywają dni, że sama przed sobą rozliczam się z życia. Cieszę się z tego, że dałam sobie radę w najtrudniejszych chwilach, kiedy podejmowałam pewne decyzje. Zawsze starałam się robić to rozważnie, po długim przemyśleniu tematu.

Radością napawa mnie myśl, że umiałam dobrze wychować córkę, dać jej wykształcenie, dumna jestem z wnuka - jedynego ale najukochańszego. Jedyny i prawdziwie kochający młody mężczyzna. Kocha rodzinę dla samej miłości niczego w zamian nie oczekując. Niejedna z nas polskich kobiet dostała wielkiego kopa w dupę od życia. Jedna sobie z tym poradziła inna nie. Poradziłam sobie - tylko nikt nie wie jakim kosztem.

Prowadząc tego bloga zyskałam wiarę w siebie, w swoje możliwości. Nie prosiłam ani nie szukałam poklasku. Udzielając wywiadów gazetowych i dwóch telewizyjnych zyskałam świadomość, że dobrze zrobiłam, ja ciągle staram się przekonać innych że mimo „dojrzałego” wieku nie jestem ramolem, moherem w papuciach. Dopowiadam sobie – I TAK TRZYMAĆ.

Singlem jestem z wyboru, uznałam że tak jest najlepiej. Zbyt wiele kosztowało mnie w życiu osiągnięcie tego co mam, aby na stare lata zostać dla kogoś gospodynią, kucharką, praczką, kochanką. Świat staje do góry nogami, bo jak obserwuję pewne zachowania to dosłownie nóż mi się w kieszeni otwiera. Mam zbyt silny charakter aby zostać poddaną.

Niebawem znowu staję przed wyzwaniem życiowym. Niby nic, ale dla mnie moment wielkiego strachu. Nie jestem już dziewczynką i różnie się w życiu dzieje. Oby na dobre wyszło. Rzadko kiedy pokazuję swoją słabość - jako Lwica muszę być silna.

Staram się żyć wg zasady, żeby cię dobrze wspominano, mam nadzieję że wrogów nie mam bo krzywdy nikomu nie zrobiłam. No i w sekrecie - udzieliłam następnego gazetowego wywiadu.

Przy okazji – wielkie, szczere i gorące podziękowania dla blogowej koleżanki allElli, że z Jej inspiracji powstał ten blog. alElla – jesteś wspaniałą osobą, życzliwą, serdeczną, życzliwą.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Realia adopcji w Tunezji

Od lat interesuję się Tunezją. Dziś postanowiłam zgłębić temat adopcji dzieci tunezyjskich. U nas tyle się ostatnio dzieje w dziedzinie in vitro, adopcji, aborcji. Trochę to na zasadzie porównania dwóch krajów o innym wyznaniu, innych zwyczajach, być może nawet przepisach praw rodzicielskich. Na portalu społecznościowym „zaczepiłam” kobietę mieszkającą długi czas w Tunezji. Poprosiłam ją o wprowadzenie w ten temat. Oczywiście w krajach muzułmańskich jest o wiele trudniej. Z opowieści wiem, że jeśli umrze mąż, a zostają po nim dzieci, opiekę zazwyczaj przejmuje rodzina męża. A co z żoną – oto dobre pytanie?

Opierając się jednak jedynie na opowieściach mam nadzieję rzetelnych żona jeśli chodzi o majątek zostaje z tzw. „ręką w nocniku” no chyba że ma dobre kontakty z rodziną zmarłego męża. Wracając jednak do problemu adopcji. Jest w Tunezji kilka domów dziecka. Tunezja jest jednak krajem dążącym do demokracji z zatem i zjawisko adopcyjne jest inaczej postrzegane. Pierwszych zmian dokonał Habib Bourgiba – prezydent Tunezji w 1956 r kiedy to kraj zyskał niepodległość. Jednak los dzieci osieroconych nie był i nie jest tak piękny jak się wydawać może. Osieroceni chłopcy w czasach Bourgiby już w odpowiednim wieku byli wysyłani do szkół policyjnych, ale ich przeszłość się za nimi ciągnęła. Trudno takiemu chłopcu sierocie było założyć swoją własną rodzinę.

Przepisy prawa tunezyjskiego mówią, o warunkach które trzeba spełnić przy adopcji: - oboje przyszli rodzice muszą być muzułmanami, muszą być starsi od adoptowanego dziecka o co najmniej 15 lat oczywiście rodzice obojga płci, zmiana nazwiska dziecka jest tylko ona wniosek rodziców a nie z urzędu

Zdarza się też w obrębie rodziny, że ci biedniejsi oddają dziecko tym którym Allah nie dał szczęścia bycia rodzicami. Siłą rzeczy np. dziecko do ciotki mówi mama, a do matki ciocia. Próbowałam w polskiej wersjo Koranu znależć oczywiście za pomocą wyszukiwarki problem opieki nad dziećmi osieroconymi.

Niestety język jakim napisany jest Koran jest dla mnie zupełnie niezrozumiały. Próbowałam też rozmów na temat Koranu z czystej ciekawości ale moi rozmówcy wykręcali się jak piskosze od odpowiedzi. Doszłam zatem do wniosku, że każdy muzułmanin interpretuje Koran dla siebie w sposób najkorzystniejszy. Nie wspomnę już o dyskusjach na inne tematy. Każdy z nich próbuje mnie przekonać że islam to najlepsza religia na świecie. Na ten temat „pożarłam się” definitywnie broniąc kobiet z Europy. Namolność z jaką o tym mówią jest przerażająca. Wpadłam na „genialny” sposób. Od znajomej wyciągnęłam jakich używają przekleństw i jak słyszę o kobietach to i owo, odpłacam się tym samym …... po arabsku.

Z tego też wnioskuję, że Tunezja mimo dążenia do demokracji w sprawach kobiet zrobiła już cokolwiek ale chyba ciągle za mało. Fakt kobiety już mogą pracować – o ile znajdą pracę. Nie wiem czy umiałabym mieszkać w kraju gdzie jednak mimo wszystko kobieta jest zawsze tą drugą, jakby gorszą istotą.

To jest tylko i wyłącznie moja interpretacja tematu podjętego w czasie dyskusji. Temat chyba w całym świecie jest zamiatany pod dywan.

piątek, 24 lipca 2015

Przemyślenia na dziś

Polityką się nigdy nie pasjonowałam. Owszem słucham wiadomości i przyznaję jestem tym przerażona co się dzieje w tym współczesnym świecie. Jak nie doniesienia o zamachach terrorystycznych, to próba odwołania się od wyroku za zabójstwo dziecka, to znowu sprawy sądowe osób publicznych albo za przekroczenie prędkości podczas jazdy samochodem pod wpływem alkoholu, albo jakieś wywlekanie publicznych brudów. Oczywiście dominują w tym portale plotkarskie, kolorowe gazety aby nie nazwać ich brukowcami.

Chyba nie pasuję do tej epoki wiekowej bo ciągle się zastanawiam jaki to stanowi cel. Robienie wody z mózgu ludzi? Jak ciężko jest żyć w czasach kiedy jest tyle bezrobocia, biedy, nieszczęść. Już dawno dowiedziono, że polskie społeczeństwo potrafi się zmobilizować w przypadku jakiegoś kataklizmu czy nieszczęść. Co chwila w telewizji reklama o pomocy dzieciom z nowotworem, z mukowiscydozą, akcja wyposażenia szpitali dziecięcych. Mamy dobre serca i oczywiście pomagamy ale..........

W dobie szybko rozwijającej się techniki informatycznej i powstawanie jak grzyby po deszczu wszelakich portali społecznościowych nasuwa się pytanie – czy zjawisko mobbingu, stalkingu czy też po prostu fakt zniesławienia jest zjawiskiem powszechnym czy też tematem zamiatanym pod dywan. To prawda, że w tej chwili wszelkich informacji szukamy w internecie – to kopalnia wiedzy. Sama często korzystam z wujcia Google. Jeszcze do niedawno niewiele osób wiedziało co to jest stalking a tym bardziej słowo to nie było znane.

Nie wiem czy te zjawiska występują albo też powstają z nudów osób, które się tego dopuszczają, czy też niska mimo wszystko wiedza co to zjawisko wywołuje. Korzystanie z portali społecznościowych nie jest zabronione, tu się ludzie poznają, odnajdują po latach. Jednak w wiadomościach, które do nas docierają dominuje zjawisko mobbingu i stalkingu – tu zwłaszcza w stosunku do osób ze sfery artystycznej. Jak świat światem ludzie nie potrafią się obejść bez plotek, tych prawdziwych i tych wymyślonych. Wszystkie te formy prześladowania są umieszczone w odpowiednich paragrafach kodeksu karnego – to tak dla informacji dla tych, którym się nudzi, świeżbią jęzory do plotek i nie tylko.

Poczułam się w obowiązku przybliżyć określenie tych zjawisk.

Mobbing oznacza prześladowanie podwładnego lub współpracownika w miejscu pracy.

Stalking określany jest jako uporczywe nękanie bądź prześladowanie ofiary. Według kodeksu karnego stalking stanowi przestępstwo, za które grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech, a w niektórych przypadkach nawet do dziesięciu.

Zniesławienie - zgodnie z definicją art. 212 § 1 Kodeksu karnego zniesławienie polega na pomawianiu o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności.
Pomówienie ma wiele form – może być ustne, pisane, w postaci rysunku, a zdaniem niektórych może do niego dojść nawet w wyniku wykonania gestu lub miny. Zniesławienie w typie podstawowym jest zagrożone karą grzywny lub karą ograniczenie wolności. Środki masowego przekazu (mass media, media, publikatory) – środki społecznego komunikowania o szerokim zasięgu, czyli prasa, radio, telewizja, Internet,

Teraz zadaję sobie pytanie – jak zapobiec tym zjawiskom. W pracy – rozumiem, w zależności stanowiska osoby dopuszczającej się mobbingu – zgłosić pisemnie do dyrekcji. W przypadku stalkingu – nie jestem osobą publiczną a zatem nie mam rozeznania jak się zachować. Jeśli zaś chodzi o zniesławianie. Zasięgnęłam porady znajomego prawnika i usłyszałam dość ciekawą wypowiedź. Plotka jak świat światem istnieje i istnieć będzie. Jeśli w środkach masowego przekazu plotkujemy na czyjś temat ale bez podawania danych osobowych a tym bardziej wizerunku to jakby prawo nam na to pozwala. W przypadku jednak jeśli jest to poparte np. pokazaniem wizerunku osoby, a przy tym brzydko nazwę podjudzanie do dyskusji na temat tej osoby poza jej plecami bez możliwości obrony to już jest karalne.

Ostatnio spotkałam się ze znajomą, która zgłosiła w prokuraturze wykorzystanie swojego dostępu do komunikatora (rodzina), a w zamian za to z jej konta szły informacje nieprawdziwe, kłamstwa, oszczerstwa itp. Co mnie jednak zaniepokoiło to odpowiedź prokuratury, że postępowanie zostaje umorzone ze względu na znikomą szkodliwość społeczną. Czyli co – prawo stanie po naszej stronie dopiero w obliczu jakiejś tragedii????

Przyznaję, dość długo żyję na tym świecie i dochodzę do wniosku, że coraz mniej z tego rozumiem. Wniosek, siedzieć w domu, nie mieć własnego zdania na żaden temat, żyć jak w epoce wspólnoty pierwotnej, bo na cholerę nam te wszystkie postępy techniczne, informatyczne, społecznościowe.

Ufff – napisałam, ulżyło mi, ale problem pozostał.

niedziela, 1 marca 2015

Walentynki 2015

Tego jeszcze nie było. Załapałam się na balangę z przecudowną grupą wariatów z Warszawy i okolic. Wariat jak wariat jeden drugiego rozpozna na kilometr. Powstała grupa „Single made in Warszawa i cała PL”.

Gadka szmatka – padło hasło zabawy na Walentynki. Ja jestem pierwsza, potem grupa urosła. Ale jak to zawsze bywa tak podejrzewam że grupa była liczniejsza, a zmniejszyła się kiedy trzeba było zapłacić za rezerwację.

Organizacją zajęła się Kamilka. Kobieta o niepowtarzalnym poczuciu humoru, a ja takich uwielbiam. Data, godzina wyznaczone, nic tylko zrobić remanent w szafie i znaleźć odpowiednie ubranko. W tym pubie „Przejście” nigdy nie byłam więc musiałam się jak gamoń informować u Kamilki co mam włożyć na siebie. Odpowiedź prosta – załóż w czym ci będzie wygodnie. A jasne, wygodę cenię ponad wszystko.

Czas mijał, a ja ciągle w niepokoju jak moje szanowne towarzystwo odbierze tą, która zawyża średnią wiekową grupy. Ale co tam, zawsze można się zmyć z imprezy.

Dochodziła 20.00 i towarzystwo zaczęło się pojawiać. Zjawiła się Kamilka, Czarek, Marcin, Lesiu, Stefan, Małgosia, Ania i inni. Posadzili nas niestety blisko drzwi i każdy wchodzący do pubu napędzał nam zimne powietrze. Czekaliśmy na karaoke, Kamilka pozgłaszała do udziału i było ok. A w międzyczasie były oczywiście tańce. A przy stoliku pełna zabawa, Minusem było że w pubie nie serwowano kawy, ceny przystępne, atmosfera też. Niestety nie można wnosić swoich produktów, dorwała nas kamera i ochroniarz. Trzeba było przekonać że jesteśmy mili, to odjazdowe spotkanie i mają oczka na to przymknąć. Wystąpiliśmy w obronie naszego kumpla. Udało się huraaaaaaaaaaaaaaaa
 
śpiewający Czarek
Kamilka 


Z moich obserwacji wynikało że byliśmy jako grupa z FB najczęściej na scenie przy karaoke. Śmiechu było co niemiara. Nie jest ważne czy ktoś śpiewać umie czy nie, liczyła się wspaniała atmosfera. Oczywiście jak to ze mną bywa miałam ze sobą w torebce aparat fotograficzny i jak opętana robiłam fotki, nagrywałam występy. Ale w pubie było przyciemnione światło, jedynie scena była oświetlona migającymi światłami. Dobra jakość zdjęć nie wyszła ale i tak została dla nas wszystkich pamiątka. Potem padło haslo wyjścia, ale to wcale nie znaczyło koniec imprezy. W calonocnym sklepiku zakupiono procenciki i kubeczki jednorazowe. Przenieśliśmy się niedaleko pubu i impreza trwała dalej. Zimno jak cholera, nawet chyba mrozek to trzeba się jakoś rozgrzać. Ja miałam wprawdzie cieplejszą bluzkę ale z krótkim rękawem więc szczękałam zębami z zimna. Rozglądaliśmy się czy nie dorwie nas policja. 
tych klientów nie obsługujemy hi hi hi hi hi 



Czekałam na pierwszy autobus do domu 5.13. Podreptałam na przystanek, wreszcie autobus podjechał. Wróciłam do domu, odpaliłam lapka i co – dupa mokra. Nie ma internetu. Okazało się że dzień wcześniej płonął Most Łazienkowski pod którym szły kable dostawców internetu. Co mogłam wysłałam grupie z telefonu. Na net czekałam 4 dni aby wstawić nagrania.

Kochane Wariaty – dziękuję za towarzystwo, miłą atmosferę i serdeczność z jaką przyjęliście starego ramola o młodym sercu. Buziolki dla wszystkich.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...