![]() |
gotowa do lotu |
Najpierw włożenie kapoka i nałożenie uprzęży, potem niestety trzeba było podać wagę. Pewnie żeby wyregulować napięcie i siłę linek do ciągnięcia przez motorówkę. Wszystko zostało przygotowane, zapłacone awansem i w drogę. Nie wiedziałam jak wygląda start więc byłam zaskoczona jak lina się napięła i po dosłownie dwóch krokach byłam w powietrzu.
Uniosłam
się jak motylek w górę, nie byłam w stanie ocenić na jakiej wysokości. Ponieważ
było pochmurno, chmury odbijały się w morzu które wydawało się stalowe.
Wiaterek we włosach, słoneczko prażyło a ja czułam się leciutka jak piórko.
Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na zmniejszające się sylwetki ludzi.
Polecieliśmy daleko, daleko i wysoko. Nie wiem jak wysoko i daleko polecieliśmy
bo patrzyłam z góry na malutkich ludzików na plaży. Lot trwał w sumie około 10
minut. Potem zawróciliśmy. Z góry widziałam ścieżki naszych spacerów, budkę z
napojami (należącą do naszego hotelu) a także naszą plażę. Bo trzeba Wam
wiedzieć, że część hoteli ma wyznaczone plaże do swoich terenów. W drodze
powrotnej widziałam, że niebawem będziemy w miejscu lądowania.
Tymczasem niemal na wysokości plażowania mojej grupy młodzieniec lecący ze mną obniżył lot, zrobił akrobacje odchylenia się do tyłu i dotknięcia ręką wody. Chciałam i ja dotknąć chociaż piętą, ale mi się nie udało. Tak przechylił spadochron, że byłam wyżej od niego i nie dosięgnęłam. W międzyczasie lukałam na plażę, szukając wzrokiem moich współtowarzyszy. Pomachałam im z góry. Zaraz potem wznieśliśmy się w górę tylko po to aby wylądować. Lądowanie było bardzo udane. Nie ma obaw, że zaryję w piasku bo nie zdążyłam dotknąć nogami plaży, a już dwóch panów z obsługi trzymało liny spadochronu. I tak oto wylądowałam.
Zdejmując kapok i uwalniając się z uprzęży krzyczałam głośno "słuchajcie to było boskie" Poszliśmy razem z Kamilką, Dominisią i Markiem do swoich leżaków. Gęba mi się śmiała od ucha do ucha. Nie mogłam uwierzyć że leciałam. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Ja rozradowana zapytałam "widzieliście - leciałam" na co Paweł - mąż Dominiki człowiek o ogromnym poczuciu humoru odpowiedział "jasne że widzieliśmy - poznaliśmy cię po kolczykach". Śmiechu było co niemiara. Zaraz potem sięgnęłam do torebki, wyciągnęłam komórkę i napisałam do córki do Polski „POLECIAŁAM,WRÓCIAŁAM, BYŁO BOSKO" Teraz już wiecie skąd się wziął ten tytuł. Po obiedzie mieliśmy zaplanowany wyjazd na fermę krokodyli. Tak więc dzień się jeszcze nie skończył, a my już mieliśmy tyle wrażeń.
Tymczasem niemal na wysokości plażowania mojej grupy młodzieniec lecący ze mną obniżył lot, zrobił akrobacje odchylenia się do tyłu i dotknięcia ręką wody. Chciałam i ja dotknąć chociaż piętą, ale mi się nie udało. Tak przechylił spadochron, że byłam wyżej od niego i nie dosięgnęłam. W międzyczasie lukałam na plażę, szukając wzrokiem moich współtowarzyszy. Pomachałam im z góry. Zaraz potem wznieśliśmy się w górę tylko po to aby wylądować. Lądowanie było bardzo udane. Nie ma obaw, że zaryję w piasku bo nie zdążyłam dotknąć nogami plaży, a już dwóch panów z obsługi trzymało liny spadochronu. I tak oto wylądowałam.
Zdejmując kapok i uwalniając się z uprzęży krzyczałam głośno "słuchajcie to było boskie" Poszliśmy razem z Kamilką, Dominisią i Markiem do swoich leżaków. Gęba mi się śmiała od ucha do ucha. Nie mogłam uwierzyć że leciałam. Doszliśmy do reszty naszej grupy. Ja rozradowana zapytałam "widzieliście - leciałam" na co Paweł - mąż Dominiki człowiek o ogromnym poczuciu humoru odpowiedział "jasne że widzieliśmy - poznaliśmy cię po kolczykach". Śmiechu było co niemiara. Zaraz potem sięgnęłam do torebki, wyciągnęłam komórkę i napisałam do córki do Polski „POLECIAŁAM,WRÓCIAŁAM, BYŁO BOSKO" Teraz już wiecie skąd się wziął ten tytuł. Po obiedzie mieliśmy zaplanowany wyjazd na fermę krokodyli. Tak więc dzień się jeszcze nie skończył, a my już mieliśmy tyle wrażeń.
nilowe bestie |
Zaraz
po obiedzie, ale ciągle pod wrażeniem mojego latania postanowiliśmy bo była to
środa pojechać na fermę krokodyli. Karmienie odbywa się dla potrzeb turystów
trzy razy w tygodniu zawsze po 17.00. Jeszcze przy obiedzie chichaliśmy się z
mojego lotu, ale czekała nas następna przygoda. Wszyscy wzięliśmy swój sprzęt
turystyczny - kamery, aparaty i głowy pełne pomysłów. Jak zawsze wsiedliśmy w
dwie taksówki i w drogę. Taksówkarz podwiózł nas pod samo wejście. A ponieważ
było jeszcze trochę czasu postanowiliśmy pooglądać okoliczne sklepy z
pamiątkami i podziwiać przepięknie kwitnący hibiskus. Wykupiliśmy bilety po
całe 9 dinarów (bez możliwości filmowania czy fotografowania - tylko 7 dinarów)
i ruszyliśmy w głąb farmy.
Tablica informacyjna o farmie była bardzo czytelna. Rozglądaliśmy się ciekawie po terenie. Pełno palm, chodniki równe, ładnie utrzymane. Trzeba było też zrobić sobie zdjęcie - obowiązkowo. Poszliśmy razem na mostek oddzielający dwa baseny z krokodylami. Spoglądaliśmy na te wielkie zwierzaki. Zbliżała się godzina karmienia. Młody człowiek z obsługi na wózku przywiózł pełno kurczaków. Koło nas było pełno turystów - jak się zorientowałam było mnóstwo czechów. Kręciło się dość dużo panów z ochrony. W pewnym momencie usłyszeliśmy dość głuchy odgłos. A już po chwili zorientowaliśmy się że jest to odgłos kłapnięcia paszczą krokodyla któremu akurat udało się złapać żarełko. Tych krokodyli jak informowała tablica było ok. 400. Rany dostać się takiemu do pyska to już po herbacie. Samo karmienie trwało kilka minut ale warto było to zobaczyć. W międzyczasie nasi panowie dogadali się z młodym pracownikiem obsługi o pokazaniu tylko nam maluszków 3 miesięcznych w oddzielnym pomieszczeniu. Mieliśmy poczekać jak wyjdą turyści a pan nas powiadomi, że już można te bąble oglądać. Czekaliśmy trochę, zanim teren fermy opustoszeje. Nasi panowie poszli na zwiady znaleźć młodego opiekuna krokodyli.
Ponieważ ów młodzieniec uznał nas za studentów (??) poczuliśmy się trochę dziwnie - przynajmniej ja. Wspólnie zdecydowaliśmy się na małą zbiórkę. w sumie zebraliśmy chyba 4 dinary. Obserwowaliśmy jeszcze jak ten chłopak wchodził poza ogrodzony teren w bezpośrednim kontakcie z tymi krokodylami, aby uprzątnąć to co zostało z posiłku. Wyglądało to naprawdę nieciekawie. Szczotką ryżową na długim kiju zmiatał do basenu zęby i tp. Fuj. Wreszcie nasz przewodnik zaprowadził nas do pomieszczenia, które stanowiło dla świeżo wyklutych krokodylków i te które miały się dopiero wykluć coś w rodzaju inkubatora. Wchodziliśmy po 4 osoby, a stawaliśmy tak aby przez szybę nie było widać co robimy. Każdy z nas trzymał malucha na ręku.
Tablica informacyjna o farmie była bardzo czytelna. Rozglądaliśmy się ciekawie po terenie. Pełno palm, chodniki równe, ładnie utrzymane. Trzeba było też zrobić sobie zdjęcie - obowiązkowo. Poszliśmy razem na mostek oddzielający dwa baseny z krokodylami. Spoglądaliśmy na te wielkie zwierzaki. Zbliżała się godzina karmienia. Młody człowiek z obsługi na wózku przywiózł pełno kurczaków. Koło nas było pełno turystów - jak się zorientowałam było mnóstwo czechów. Kręciło się dość dużo panów z ochrony. W pewnym momencie usłyszeliśmy dość głuchy odgłos. A już po chwili zorientowaliśmy się że jest to odgłos kłapnięcia paszczą krokodyla któremu akurat udało się złapać żarełko. Tych krokodyli jak informowała tablica było ok. 400. Rany dostać się takiemu do pyska to już po herbacie. Samo karmienie trwało kilka minut ale warto było to zobaczyć. W międzyczasie nasi panowie dogadali się z młodym pracownikiem obsługi o pokazaniu tylko nam maluszków 3 miesięcznych w oddzielnym pomieszczeniu. Mieliśmy poczekać jak wyjdą turyści a pan nas powiadomi, że już można te bąble oglądać. Czekaliśmy trochę, zanim teren fermy opustoszeje. Nasi panowie poszli na zwiady znaleźć młodego opiekuna krokodyli.
Ponieważ ów młodzieniec uznał nas za studentów (??) poczuliśmy się trochę dziwnie - przynajmniej ja. Wspólnie zdecydowaliśmy się na małą zbiórkę. w sumie zebraliśmy chyba 4 dinary. Obserwowaliśmy jeszcze jak ten chłopak wchodził poza ogrodzony teren w bezpośrednim kontakcie z tymi krokodylami, aby uprzątnąć to co zostało z posiłku. Wyglądało to naprawdę nieciekawie. Szczotką ryżową na długim kiju zmiatał do basenu zęby i tp. Fuj. Wreszcie nasz przewodnik zaprowadził nas do pomieszczenia, które stanowiło dla świeżo wyklutych krokodylków i te które miały się dopiero wykluć coś w rodzaju inkubatora. Wchodziliśmy po 4 osoby, a stawaliśmy tak aby przez szybę nie było widać co robimy. Każdy z nas trzymał malucha na ręku.
Wrażenie niesamowite. Twarda szczęka, a ciałko aksamitne.
Ich opiekun cały czas czuwał nad nimi. Po wejściu naszej drugiej części grupy
panowie wręczyli mu nasz napiwek. Nie chciał przyjąć, ale namówiliśmy go. W
końcu narażał się dla nas. Byliśmy z tej wycieczki szalenie zadowoleni.
Wróciliśmy do hotelu taksówkami jak zawsze dwiema. Zdążyliśmy akurat na
kolację. A po kolacji jakzwykle nasza narada produkcyjna w cieniu palmy. Tym
razem była urozmaicona bo oglądaliśmy nagranie Marka z mojego lotu. Oj
pośmieliśmy się bardzo. Wieczorem znowu poszliśmy na show, ale tym razem z
tańcami. A to znaczy, że zostałam zaproszona do tańca przez
..........animatorów.
![]() |
taniec z Gastonem |
Przed
wieczornym show zawsze odbywały się tańce. Część turystów siedziała przed sceną
i słuchała muzyki. Animatorzy chodzili wśród nas i wybierali sobie kogoś do
tańca. Nie powiem - ja też zostałam zaproszona. Zanim poszłam tańczyć, jak
małolata prosiłam swoich znajomych wręczając im moją kamerę i aparat do
zrobienia zdjęcia ewentualnie sfilmowania swoich pląsów. Śmiechu przy tym było
co niemiara. Przyznać jednak muszę, że wszelkie tańce wykonywane na scenie
przez animatorów były rewelacyjne.
Natomiast tańce "w stylu wolnych" - niestety to było deptanie po palcach. Zastanawiałam się jak to możliwe. Jedyne co mi przyszło na myśl to, że była dobra choreografia i ich rutyna. Zawsze wydawało mi się, że ludzie z czarnego lądu rytm mają we krwi. Oj zawiodłam się i to bardzo. Ponieważ uwielbiam tańczyć chwilami miałam ochotę wg swojego rytmu poprowadzić ten taniec. Potem było wieczorne show, na którym zawsze uczestniczyliśmy, siadaliśmy wtedy w stylu naszych narad produkcyjnych, popijaliśmy winko, piwo i co tam kto chciał.
Następnego dnia, a był to już ostatni dzień mojego pobytu ja jechałam na wycieczkę dookoła wyspy razem z Marta i Krzysiem, Hanusia z Pawłem i Dominiką jechali na jednodniową wyprawę na Saharę. Oni wstawali bardzo wcześnie, więc nie przedłużaliśmy swojego pobytu przed amfiteatrem ponad to co nas interesowało. Wycieczkę dookoła wyspy prowadził KOJAK, a na Saharę z grupą jechała Pani Ania. Na wycieczkę pojechaliśmy zaraz po śniadaniu. Pierwszy przystanek był przy zatoce Gabes. Piękny widok. Byli też mali chłopcy sprzedający mapę Djerby. Kojak uprzedził nas, że możemy za nią zapłacić co najwyżej 1dinara. Tyle przygotowałam i wręczyłam, wyciągając mu z ręki mapę. Bardzo był niezadowolony, ale cóż. Nie miałam zamiaru przepłacać bo okazało się że są to mapy sprzed 5 lat. No i super.
Potem pojechaliśmy do Muzeum. Pojechaliśmy też do zakładu gdzie na miejscu pokazywano nam jak np. zrobić filiżankę ze spodeczkiem. Ponieważ mieliśmy 1,5 godziny wolnego czasu poszliśmy na targ. Jak zwykle coś wypatrzyłam do kupienia. Targowanie to frajda tak dla nich jak i dla nas. Z 80 dinarów podanych przez sprzedawcę wytargowałam na 15 kupując torebkę damską ze skóry. Nie wspomnę o przepięknych szaliczkach no i oczywiście PAREO na które wręcz zachorowałam. Musiałam je mieć no to kupiłam. a co sobie będę żałować. Potem mieliśmy spotkanie przy autokarze nieopodal Fortu Mustafy. a na koniec już niemal wschodząc do autobusu luknęłam jeszcze do warsztatu tkackiego, gdzie panie usadziły mnie przy krosnach.
Wróciliśmy do hotelu akurat w porze obiadu. Był to już niestety dzień mojego wyjazdu. Ja pierwsza opuszczałam Djerbę tak jak pierwsza na nią przyleciałam. Po kolacji moi znajomi bardzo zapraszali mnie do siebie do pokoju. Nie bardzo wiedziałam w jakim celu bo emaile wymienione, numery komórek też, adresy podane to o co chodzi. KOCHANI - oni chcieli mnie uroczyście pożegnać. Gdzieś na moimi plecami kupili wódeczkę itp. Byłam tak zaskoczona miłym, serdecznym i uroczystym pożegnaniem, że po powrocie do pokoju (a byłam już spakowana) łzy pociekły mi po policzkach. Byli to przecież obcy ludzie. Dziękowali mi za zorganizowanie grupy, za urocze towarzystwo, za wrażenia jakich im dostarczyłam, ogólnie mówiąc za całokształt.
Natomiast tańce "w stylu wolnych" - niestety to było deptanie po palcach. Zastanawiałam się jak to możliwe. Jedyne co mi przyszło na myśl to, że była dobra choreografia i ich rutyna. Zawsze wydawało mi się, że ludzie z czarnego lądu rytm mają we krwi. Oj zawiodłam się i to bardzo. Ponieważ uwielbiam tańczyć chwilami miałam ochotę wg swojego rytmu poprowadzić ten taniec. Potem było wieczorne show, na którym zawsze uczestniczyliśmy, siadaliśmy wtedy w stylu naszych narad produkcyjnych, popijaliśmy winko, piwo i co tam kto chciał.
Następnego dnia, a był to już ostatni dzień mojego pobytu ja jechałam na wycieczkę dookoła wyspy razem z Marta i Krzysiem, Hanusia z Pawłem i Dominiką jechali na jednodniową wyprawę na Saharę. Oni wstawali bardzo wcześnie, więc nie przedłużaliśmy swojego pobytu przed amfiteatrem ponad to co nas interesowało. Wycieczkę dookoła wyspy prowadził KOJAK, a na Saharę z grupą jechała Pani Ania. Na wycieczkę pojechaliśmy zaraz po śniadaniu. Pierwszy przystanek był przy zatoce Gabes. Piękny widok. Byli też mali chłopcy sprzedający mapę Djerby. Kojak uprzedził nas, że możemy za nią zapłacić co najwyżej 1dinara. Tyle przygotowałam i wręczyłam, wyciągając mu z ręki mapę. Bardzo był niezadowolony, ale cóż. Nie miałam zamiaru przepłacać bo okazało się że są to mapy sprzed 5 lat. No i super.
Potem pojechaliśmy do Muzeum. Pojechaliśmy też do zakładu gdzie na miejscu pokazywano nam jak np. zrobić filiżankę ze spodeczkiem. Ponieważ mieliśmy 1,5 godziny wolnego czasu poszliśmy na targ. Jak zwykle coś wypatrzyłam do kupienia. Targowanie to frajda tak dla nich jak i dla nas. Z 80 dinarów podanych przez sprzedawcę wytargowałam na 15 kupując torebkę damską ze skóry. Nie wspomnę o przepięknych szaliczkach no i oczywiście PAREO na które wręcz zachorowałam. Musiałam je mieć no to kupiłam. a co sobie będę żałować. Potem mieliśmy spotkanie przy autokarze nieopodal Fortu Mustafy. a na koniec już niemal wschodząc do autobusu luknęłam jeszcze do warsztatu tkackiego, gdzie panie usadziły mnie przy krosnach.
Wróciliśmy do hotelu akurat w porze obiadu. Był to już niestety dzień mojego wyjazdu. Ja pierwsza opuszczałam Djerbę tak jak pierwsza na nią przyleciałam. Po kolacji moi znajomi bardzo zapraszali mnie do siebie do pokoju. Nie bardzo wiedziałam w jakim celu bo emaile wymienione, numery komórek też, adresy podane to o co chodzi. KOCHANI - oni chcieli mnie uroczyście pożegnać. Gdzieś na moimi plecami kupili wódeczkę itp. Byłam tak zaskoczona miłym, serdecznym i uroczystym pożegnaniem, że po powrocie do pokoju (a byłam już spakowana) łzy pociekły mi po policzkach. Byli to przecież obcy ludzie. Dziękowali mi za zorganizowanie grupy, za urocze towarzystwo, za wrażenia jakich im dostarczyłam, ogólnie mówiąc za całokształt.
![]() |
Hania z Tunezyjką |
Suplement
Hania została babcią uroczej Małgosi, młodzi Dominika z Pawłem poczęli
małego Jasia na Djerbie, mają też drugiego synka, a teraz informacja z
ostatniej chwili. Martusia i Krzyś zostali rodzicami małej Nadii. Na informację
o potomstwie czekam od Kamilki i Marka – też już się doczekali dzieciątka.
Trafiłem na ego bloga przez przypadek, i muszę pwoiedzieć, że podziwiam za podejście do życia :)
OdpowiedzUsuń-MCG
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTe loty są wspaniałe, tylko trochę za krótkie. Żałowałam, ze nie uzgodniłam wcześniej czasu latania. Odczucia niesamowite. Dosłownie motyle w brzuchu.
Jagódko, ja u siebie nie widzę tego zdjęcia, o którym piszesz. Ale sprawdzę jeszcze na inne przeglądarce.
Pozdrawiam serdecznie.
Komentarz jest wyciągnięty ze spamu. Loty są wspaniałe. Zresztą mam od Ciebie pozwolenie oficjalne na loty więc mogę fruwać.
UsuńNie wiem o jakim zdjęciu piszesz, że go nie ma? może zastąpiłam innym?
Pozdrawiam
Już widzę to zdjęcie. Chodziło mi o Hanię z Tunezyjką.
Usuńcoś poplątałam z wstawieniem tej fotki, ale już doszłam do swojego błedu. Zdjątkow stawione i jest ok.
UsuńNo i nie ma mojego komentarza. Czym podpadłam, że blogspot kwalifikuje mnie jako spamerkę? Wrrrr...
OdpowiedzUsuńalElla
Słonko, tego ja nie wiem ale posprawdzam co wymyslili
UsuńMCG, jeśli podoba Ci się mój bloga zparaszam na dłużej
Usuń