środa, 28 listopada 2018

Jesienna Turcja

Wiosną tego roku po raz pierwszy wyruszyłam na zdobywanie Turcji. Zawsze miałam opory bo to albo trzęsienie ziemi, albo jakieś polityczne zamieszki. No ale trudno zdobyłam się na odwagę i pewnego kwietniowego ranka wylądowałam na lotnisku z docelowym miejscem w hotelu Long Beach Resort & SPA. Podobało mi się tam wszystko, łącznie z wycieczką do Zielonego Kanionu.

Życie jest życiem, te kilka miesięcy przerwy do obecnego wyjazdu to ciągły stres, a ja chciałam bardzo odpocząć. Mam kontakty jak sądzę dobre z zaprzyjaźnionym biurem podróży, Wysłałam wici z moimi wymogami i terminem, no i stało się. 17-24.11.2018 też Turcja, też hotel 5*, też z darmowym wifi i oczywiście all inclusive. Do tego hotelu z lotu z Warszawy byłam jedna jedyna. Latam tylko przed albo po sezonie bo taniej i mniej tłoczno a ja od jakiegoś czasu upajam się odpoczynkiem bez towarzystwa.

Tak się stało, że musiałam być już o 5.00 rano na lotnisku. Podwiózł mnie znajomy i zaprzyjaźniony właściciel niezłego autka. Trochę sę bałam czy lot będzie o czasie bo od paru dni nad Warszawą unosił się ogromny smog. Los mi sprzyjał, wylecieliśmy jedynie z kilkuminutowym opóźnieniem. Siedziałam z małżeństwem z maleńkim może 4 miesięcznym dzieckiem. Dzieci niestety źle znoszą zmiany wysokości, a mając za sobą wolne miejsc przeniosłam się aby mogli położyć maleństwo a nie trzymać je całą drogę na kolanach. Nie lubię spać w autobusie  czy samolocie, ale na dobre 3/4 drogi ucięłam komara.

Lotnisko Antalya, rezydent w zastępstwie Piotrek rozlokował nas po hotelach. Nie wiem co tam brzęczał recepcjoniście po turecku ale dostąpiłam zaszczytu że pan się wyjątkowo interesował. Ledwie zaczęłam się rozpakowywać, dzwoni hotelowy telefon a tam pan z recepcji pyta czy wszystko ok. A Ty dziadu – mowię – nie bo w ofercie jest w pokoju czajnik a tu nie ma i jak będę piła w pokoju kawę. W ciagu 10 minut dostarczono mi czajnik i z lubością piłam kawę jaką lubię nazywaną u nas potocznie plujką. Och co za smak.

Z 2 piętra potem zjechałam na parter w poszukiwaniu restauracji, pora obiadu a mnie w brzuchu burczalo jako że ostatni posiłek wchłonęłam dobrych 12 godzin wcześniej. Jak zawsze swedzki stół, obeszłam dookoła, nałożyłam na talerz co chciałam, wzięłam wodę mineralną i spokojnie zjadłam obiadek.

Następnego dnia po śniadanku spotkanie z rezydentką – Panią Natalią. O Turcji czytałam przed pierwszym wyjazdem, więc co nieco już wiedziałam. Czekałam na oferty wycieczek fakultatywnych. Byłam zainteresowana Pamukkale, akwarium i kolejką linową. Udało mi się wykupić dwie bo z kolejki linowej musiałam zrezygnować bo zbyt niski pułap chmur nie pozwalał podziwiać widoków. Szczęśliwa że znów coś zobaczę wypytałam Natalię o zakupy w Kemer bo tak się nazywa miejscowość, jak dotrzeć do sklepów, gdzie tanio itd. Zaraz po spotkaniu wybrałam się oczywiście sama na podbój miasta. Ale na moje nieszczęście zaczął padać deszcz. Nie zraża mnie to bo miałam kurtkę z kapturem.

Do Carrefoura trafiłam bez problemu, tak jak i zrobienie zakupów. Ale z drogą powrotną był problem. Po prostu patrzyłam na sklepy nie zważając na wieżę zegarową na rondzie w środku miasta, która miała być jak mówiła Natalia wskazówką. O żesz Ty Karol. Wracałam jak mi się wydawało tą samą drogą ale nie rozpoznawałam nazw sklepów po drugiej stronie ulicy. Szłam śmiałam się ze swojego gapiostwa, aż doszłam do wiaty gdzie pan naprawiał rowery i ze śmiechem oznajmiłam, przepraszam zgubiłam się i nie wiem jak dojść do mojego hotelu. Pan luknął na bransoletkę na moim nadgarstku i mówi – odwróć się i masz drogę prosto do hotelu. Wyszłam na hotel stojący obok, ale spoko, wszystko ok.

Pierwsza wycieczka to Antalya, zwiedzanie starego miasta, wodospad, no i akwarium. W ponad 130 metrowym tunelu, na ścianach po jednej i drugiej stronie ryby kolorowe, płaszczki, podświetlone, podzielone na gatunki w pojedynczych awkariach łącznie z rekinami. Akwaria niesamowicie urządzone łącznie z kufrem pełnym skarbów ale i wrakiem samolotu. Fajna wycieczka i czas szybko minął.

Jeden dzień na relaksie spędziłam chodząc po mieście, ale także zanurzałam się w zakamarki hotelu, pójście na plażę. Pogoda śrenia 17-20 stopni, pochmurnie i mglisto ze średnim wiatrem. Plaża kamienista, ale mimo tej pogody znalazło się kilkoro śmiałków kąpieli. Na następną wycieczkę właśnie na Pamukkale trzeba było znowu wstać skoro świt, ale akurat dla mnie to żaden problem. Z Kemer na Pamukkale to ok. 300 kilometrów. Trochę drzemałam, zjedliśmy śniadanie w przydrożnej karczmie. Zimno, głodno i do domu daleko. Dojazd bez problemu, najpierw obejrzeliśmy starożytne ruiny teatru W Hierapolis, potem poszliśmy na tzw biały taras. Woda jak twierdzili przewodnicy cały rok ma temperaturę ok. 36 stopni.. Zdjęłam buciki i mogłam troche pochodzić boso, kamienie dość śliskie więc trzeba było uważać. Tak też przyszedł fotograf z kolorowa dużą papugą o imieniu FABRI. Pozwoliłam sobie na komfort kupienia paru fotek na tle Pamukkale. Potem na tarasie podziwialiśmy tych którzy kąpali się w basenie Kleopatry, woda podobno przywraca młodość Zawsze to pamiątka z wyjazdu. A do hotelu wróciliśmy akurat na kolację. Wycieczka wyczerpująca ale wróciłam bardzo zadowolona. Piątek znowu odpoczynek chociaż nastawiałam się jednak na tą kolejkę linową niestety bezskutecznie. Przewodnikiem na obydwu wycieczkach był rodowity turek, Adil zwany potem bakłażanem. A ta nazwa wzięła się stąd, że jak sobie zrobiliśmy wspólne zdjęcie to ocenił, że ja to jogurt a on bakłażan. Studiował w Polsce, przez drogę opowiadał nam jak mu się w Polsce żyło, że lubi schabowe (muzułmanin ale nie praktykując). A sobota to już powrót do domu, spotkanie w recepcji o 1.20 w nocy bo wylot z Antalya o 5.00 rano.
.
Zakończenie pobytu a zwłaszcza przeprawa na lotnisku na długo zostanie mi w pamięci, nie dość że ze dwa razy celniczka mnie obmacywał to kazał mi jeszcze stanąć w aparacie gdzie prześwietlają całego człowieka. O rany czyżby podejrzewali i uznali mnie za przemytniczkę?????? Owszem przemycam ale tylko prezenty, zrobione fotki, widoki których trudno zapomnieć i mnóstwo wrażeń.

Jak los pozwoli, zdrowie dopisze i kasa się znajdzie może uda mi się gdzieś polecieć wiosną, ale to jeszcze daleki czas na planowanie wyjazdu. Lubię spontaniczność.

Ze zdjęć których nazbierało się ponad 500 wybrałam te, które najbardziej mi się spodobały i stworzyłam filmik.
prawdziwa data pobytu 17-24.11.2018

poniedziałek, 29 października 2018

Wczoraj, dziś i jutro?

Ostatnie wydarzenia nie tylko polityczne spowodowały, że chcę się podzielić spostrzeżeniami. Nie przynależę do żadnej partii bo mam nieukształtowany kręgosłup ideologiczny. Posługuję się własnym sercem, rozumem, spostrzeżeniami. Jak to zawsze bywa przed wyborami kandydaci wręcz prześcigają się w obietnicach, które nawet w stopniu minimalnym nie zostaną spełnione. Niby ludzie wykształceni a dopuszczają się skandalicznych zachowań. My zwykli obywatele jesteśmy postrzegani jako „gorszy sort” . Nie wiem tylko jaką zasadę przyjęto przy takiej kwalifikacji.

Już po wyborach i teraz należy bacznie się przyglądać co nas czeka „dobrego” Ja już najlepsze lata mam za sobą, ale myślę co czeka w przyszłości mojego 15 letniego wnuka? Włos się jeży na głowie. Nie było gimnazjum, teraz jest i znowu ma nie być.

Podejmowanie decyzji, cichaczem w nocy, pisanych chyba na kolanie nigdy nie będzie miało racji bytu. Pacjenci z orzeczeniem znacznego stopnia niepełnosprawności w myśl ustawy powinni mieć priorytet w dostaniu się na wizytę do specjalisty czy na rehabilitację. A prawda jest inna. Nie tylko niepełnosprawni potrzebują specjalisty czy rehabilitacji, inni członkowie naszego społeczeństwa bez względu na wiek również. W ciągu ostatnich 3 lat kiedy dorabiam do emerytury zauważyłam, że średnia wieku zachorowań znacznie się obniżyła.

Pozostają tylko wizyty w prywatnych gabinetach czy spółdzielniach lekarskich. TYLKO KOGO NA TO STAĆ?
No cóż – pożyjemy, zobaczymy, ale nie dajmy się.

Z innego tematu, bardziej ze stosunków międzyludzkich. Staram się zrozumieć zachowanie czy postępowanie ludzi. Nie umiem nawet nazwać takich różnych zachowań, czy jest to totalna głupota, brak wyobraźni, zawiść, złośliwość czy przeświadczenie o własnej doskonałości. Wtedy kiedy jest się potrzebnym wierząc naiwnie że to sympatia, czy przyjaźń potem następuje ignorowanie i milczenie na wysyłane wiadomości. O czym to może świadczyć? Znajomości koniec, wyrzucenie za nawias – oj poczekaj aż poczujesz smród koło dupy to znajdziesz drogę.

Przykład drugi – znajomość kwitła z kobietą dopóki głośno została wyrażona prośba o zwrot pieniędzy pożyczonych w dobrej wierze. Oj ile było tekstów, wymówek, jedna śmieszniejsza i naiwniejsza od drugiej. A na koniec, po wymuszeniu wręcz zwrotu kasy posypały się sms z takimi tekstami, że wstyd przytoczyć. Jak nisko trzeba upaść aby swoje zachowania przypisać innej osobie i wyzywać od najgorszych tego świata – samemu nie będąc świętą.

Przykład trzeci. Dojrzała kobieta, będąca matką po kilku nieudanych związkach w przeciągu chyba 2 lat związała się z mężczyzną, ojcem i żonatym ale podobno w trakcie rozwodu. Uczestniczenie w spotkaniach z jego rodziną poczytywała za uczucia, zaufanie. Przestrzegana, że ów pan jest jeszcze w związku, a doświadczenia z poprzednich powinna wykorzystać na lepsze poznanie. Wielokrotnie przyznawała że nie chce być sama. No cóż klapki na oczach osadzone. Na określenie że nie wyciąga wniosków z poprzednich przeżyć, a zachowanie jak napalona nastolatka było przyjęte jako zazdrość chyba.

KOBIETY SZANUJCIE SIĘ.

Politycznie poczekam co dalej, zaś owe przykłady zacytowane dają też pewien obraz.

Wniosek z tych przykładów wypływa prosty – kieruj się własnym rozumem, ufaj w sposób ograniczony

wtorek, 9 października 2018

Dla kogo ta Polska?

Od jakiegoś czasu obserwuję co się dzieje wokół. Powiem szczerze to wszystko mnie po prostu przeraża. Zbliżają się wybory i jak zawsze wszyscy kandydaci obiecują „gruszki na wierzbie”.



W cieplejsze dni razem z koleżanką z bloku obok mamy spotkania na ławeczce poświęcone naszym sprawom prywatnym, towarzyskim ale też politycznym. Zawsze się od polityki trzymałam z daleka z dwóch powodów – nie znam się na niej i nie angażuję się w nią. Jestem obserwatorem, trochę biernym. Czytam, słucham, dyskutuję.



Moje pierwsze pytanie dla kogo ta Polska dotyczy głównie osób dojrzałych dla których jak głoszą politycy nie ma miejsca w tym kraju. Zatem moje pytanie – gdzie mam się udać? Na cmentarz i czekać na śmierć? Dla nas dojrzałych ludzi nie ma miejsca np. na spotkania na kawie, na zorganizowanie prelekcji lekarzy, rehabilitantów, doradców. Czy się różnimy od innych – wg mnie jedynie cyframi zawartymi w pesselu.



Nie wszyscy ludzie dojrzali to zgnuśnieni, z demencją. Są tacy, którzy mają w sobie dużo sił witalnych i chcą wreszcie zrobi coś dla siebie. Z ciekawości przeglądałam program Uniwersytetu III wieku dla mojej dzielnicy. Program ten przystosowany czy przygotowany ale nie wiem dla kogo???? Nie wszystkich interesuje historia, nauka komputerów, baseny, czy nauka języka jest ale płatna. Nie każdego dojrzałego człowieka jest stać na to. To samo dotyczy organizowanych wycieczek.



Mając grono zaprzyjaźnionych sąsiadów zmuszeni jesteśmy sobie sami organizować zajęcia. Nie interesują nas prace szydełkowe ale coś bardziej konstruktywnego.

Już mamy w gronie kilkorga znajomych decyzję że raz w miesiącu idziemy do kina na dobry film. Kino całkiem niedaleko, w przeciwieństwie do tych organizowanych np. przez Uniwersytet III wieku gdzieś w odległej dzielnicy.



My ludzie dojrzali mamy swoje pasje, mamy czas i otwarty umysł. Nie można nas odsuwać od reszty społeczeństwa. Żyjemy i myślimy.



A tym samym wracam do zasadniczego pytania – dla kogo ta Polska? Z moich obserwacji wynika, że dla dwulicowych, złodziei, kłamców, dorobkiewiczów. Gdyby po blisko 50 latach pracy moja emerytura była wystarczająca nie musiałabym dorabiać i co miesiąc zastanawiać się który z rachunków opłacić pierwszy. Na tyle siły i zdrowie mi pozwalają że dorabiam, jestem wśród ludzi, rachunki opłacone w terminie i spełniam swoje pasje czyli zwiedzanie świata.

sobota, 30 czerwca 2018

Emeryt to też człowiek

Od wielu lat głośno mówię o tym jak postrzegany jest człowiek dojrzały ze statusem emeryta. Na jednym z portali społecznościowych należę do kilku grup. Należę bo chcę. Zgromadzeni tam ludzie w tym kobiety niemalże w każdej sytuacji postrzegają zwłaszcza kobiety w wieku nawet + 40 a o starszych nie wspomnę jako stare, nierozgarnięte baby, rzucające się w wir romansów, małżeństw czy luźnych związków. I tu dochodzę do sedna sprawy. Czy kobiety będące wreszcie wolne od obowiązków macierzyńskich, pracy a jednak będące w miarę dobrym zdrowiu nie mają prawa już do niczego???????? Czy mają siedzieć w domu i czekać na śmierć? A jeśli któraś nie lubi chodzić po sąsiadkach i dzielić się wiedzą na temat swoich ewentualnych schorzeń, sposobów leczenia czy oceny lekarzy? A jeśli ma w sobie tyle sił i werwy, by spełniać swoje marzenia na które nie było czasu? A pasji naprawdę można mieć sporo. Nie należy się zamykać w czterech ścianach swojego mieszkania, tylko wyjść do ludzi, chodzić na randki (jeśli się trafią), latać na wypoczynek i zwiedzać.

Mam to szczęście, że do emerytury udaje mi się dorobić dodatkową kasę. Raz na kilka miesięcy funduję sobie wyprawę w miejsce którego jeszcze nie znam. I czuje się z tym wspaniale.

A moje życie? Usłane różami nie było. Nie opowiadam o tym głośno bo po co? Nie ja jedna miałam pod górkę. Na swoim blogu www.mlodaemerytka.blogspot.com niejednokrotnie podnosiłam temat postrzegania przez młodych mojego pokolenia czyli osób którzy wypracowali sobie emeryturę. Niestety w Polsce emerytury są niczym zasiłek, bo raczej kwoty są dużo poniżej średniej krajowej.

Wracam do pasji osób na emeryturze. Moją są podróże, fotografia, muzyka. Ostatnio ale raczej z konieczności niż z pasji polubiłam gimnastykę usprawniającą no i aqua aerobic. Po tych zajęciach czuję się zmęczona ale zadowolona. Ostatnio zaniedbałam prowadzenie bloga, ale mam zamiar znowu z nową energią zabrać się za ciekawe tematy. A wystarczy się rozejrzeć wokoło aby temat znaleźć taki z tzw. życia wzięte opisać.

Teraz pracując wśród ludzi chorych staram się pomagać na tyle na ile pozwala mi moje stanowisko. Dlaczego to robię? Od 10 miesiąca życia mojej córki wychowywałam ją sama. Jak wychowałam? Nie mnie to oceniać, ale jestem z niej dumna tak jak z wnuczka, oboje ich kocham nad życie. W różnych przypadkach pomagali mi ludzie obcy, rodzina mieszkała daleko. To jest dług wobec tych wszystkich ludzi, którzy okazali mi serce, teraz moja pomoc to spłata tego długu.

Temat nadziei, uczuć dla mnie zamknięty, zbyt wiele osób zraniło mnie na tyle, że nie ufam żarliwym zapewnieniom o przyjaźni, sympatii, miłości, szacunku. Chciałabym wierzyć, że nie wszyscy są tacy, a może tylko mnie się tacy trafiają. Jestem zbyt wrażliwa, długo i mocno przeżywam wszelkie niepowodzenia. Nadszedł czas aby pomyśleć o sobie. 

 

niedziela, 13 maja 2018

Turcja - trafiony przypadek

Wybór Turcji był przypadkowy. Mój kolega agent turystyczny zawsze wyszukuje dla mnie oferty dopasowując do moich oczekiwań, Podaję termin, wysokość kasy która mogę poświęcić i on wyszukuje.

Urlopu w tym terminie mówiąc szczerze nie planowałam, trochę ten termin wynikł przypadkiem. W Turcji nigdy nie byłam więc warto było skupić się poszukiwaniu informacji i rad od turystów. Zawsze jednak z tych wpisów wyciągam średnią, bo każdy ma swój punkt widzenia.

Lot zaplanowany na 15.15 odbył się o czasie. Do Antalya dolecieliśmy już o zmroku. Transfer do hotelu trwał ok. 2 godzin. Zgłodniałam więc czekałam na kolację. Zakwaterowanie odbyło się dość szybko. Uprzejmy pan zaprowadził mnie do pokoju, zapaliłam światło, wyszłam na balkon i od razu w nerwach. Kurza morda zapłaciłam na pokój w budynku głównym z widokiem na morze, a tu dochodził jedynie szum morza. Licząc odległość w rowarciu palców – 1-2 cm to cały widok, a pode mną dach restauracji.
No ładnie się zaczyna pomyślałam, przechlapałam zapocone pyszczydło wodą i wyruszyłam do recepcji. Komunikacja rosyjsko angielska pozwoliła mi wypowiedzieć swoje żale, że w rezerwacji jest taka opcja a nie inna i proszę o zamianę pokoju. Recepcjonista popatrzyła na mnie i odrzekł że zaprasza następnego dnia ok. 10.00 i sprawa zostanie załatwiona. Oczywiście nie rozpakowywałam się bo po co. Wyciągnęłam to co najważniejsze z walizki. Sprawa zamiany pokoju załatwiona więc ruszyłam na poszukiwanie restauracji na spóźnioną kolację (g. 23.00). Restauracja olbrzymia, dodatkowo chyba z 10 sal ale też wystawione na taras stoliki, przygotowane dla gości, obrusek, sztućce, pojemnik z serwetkami. To co mi się z miejsca podobało, to że kelnerzy chodzą w białych koszulkach z krótkimi rękawkami, pod spodem podkoszulek i ….. krawaty albo muszki. Ok. Kolację zjadłam, w pokoju przygotowana lodówka z napojami, wypiłam niegazowaną wodę, na balkonie zaćmiłam papieroska i do łóżka. Poprzednie moje wyjazdy do Tunezji i Egiptu to koszmar komarowy – na wszelki wypadek wzięłam preparat.

Rano po śniadanku, wyszłam na taras koło restauracji, wcześniej poczęstowałam się kawusią (nie lubię z ekspresu ale trudno), zapaliłam i czekałam aby zjawić się w recepcji.
W recepcji nie było pana z poprzedniego wieczoru, widocznie skończył dyżur, ale miła Pani wysłuchała moich pretensji, od ręki dostałam kartę magnetyczną do nowego pokoju ale uprzedzono mnie że nie jest jeszcze gotowy.

Przed basenem mnóstwo leżaków, poleżałam trochę i trafiłam do pokoju kiedy przyszła pani sprzątająca ze swoją szefową. Walizka zapakowana czekała, a mnie poproszono abym stary klucz do pokoju oddała w recepcji, a moje bagaże trafią do nowego pokoju.
Musiałam jednak trochę poczekać, ale ciekawość zagnała mnie z parteru na 3 piętro, windą przeszkoloną. Pokój znalazłam bez trudu, zanim drzwi otworzyłam zastanawiałam się zobaczę z okna to morze czy nie.

A morze było, szumiało, niebo bez żadnej chmurki. Raj – pomyślałam. Zjechałam ponownie i zaczęłam wreszcie zwiedzać hotel. Restauracja na poziomie – 1, gdzie też znajduje się pokój spotkań z rezydentami (było tego dnia zaplanowane na 16.30), Na poziomie – 2 sala teatralna, sala dyskotekowa, multum sklepów i to co mnie zaskoczyło – tunel biegnący pod ulicą i prowadzący na plażę. Tunel oświetlony w barwach tęczy. Oczywiście że tam poszłam, plaża nie do końca mi się podobała, żwirkowo kamienista, trochę zaniedbana. Na terenie plaży znajduje się też kompleks basenowy i zjeżdżalni dla dzieci, place zabaw, baseny gdzie odbywa się aqua aerobik. Wszystko to ogrodzone dla niepożądanych gości, ciągle słychać muzykę.

Po tym zwiedzaniu wstąpiłam do barku na następną kawę już przed obiadem. Jedzenie podobne jak w Tunezji czy Egipcie. Hotel ogromny, ponad 700 pokoi, przystosowanych w każdym tego słowa znaczeniu dla niepełnosprawnych. Jako cukrzyk w ofercie była możliwość wybory jedzenia dietetycznego. Nie zgłosiłam tej potrzeby bo wiem co mogę jeść a czego się wystrzegać.

Po obiadku mogłam wreszcie poświęcić czas aby się rozpakować i wypić kawę jaką lubię czyli sypaną do kubka. Na stoliku znalazłam mały czajnik, dwie filiżanki i dwie szklanki do wody oraz na tacce kilka rodzajów saszetek z herbatą, cukier i śmietanka. Full wypas.

Na spotkanie z rezydentką Panią Edytą wyruszyłam o czasie bo nie lubię się spóźniać. W sumie na spotkaniu było 8 lub 9 polaków w tym jedno malutkie kilkumiesięczne dziecko.
Najbardziej zainteresowana byłam wycieczkami, postanowiłam ograniczyć upominki a zwiedzić kraj w którym znalazłam się po raz pierwszy. Wybrałam dwie wycieczki: pierwsza to Green Canyon i druga zwiedzanie Antalyi połączone z zakupami na bazarze.

Samotnie zwiedzałam okolice hotelu, na przyhotelowym bazarze zrobiłam pierwsze zakupy. A na dworze zaczynał się upał. 30 stopni bo na tyle oceniałam. Nie szukałam kontaktu z turystami polskimi bo wszyscy byli to albo małżeństwa z dzieckiem, albo dwie koleżanki. Dobrze mi zrobiło takie odbicie się od stresów, samotność pozwala aby odpocząć psychicznie i pewne rzeczy przemyśleć. Wróciłam do pokoju spocona jak mysz kościelna. Wzięłam prysznic (w łazience w kabinie zainstalowano poręcze dla niepełnosprawnych, pojemnik z mydłem, nad umywalką tak samo i dodatkowo telefon w razie nagłego przypadku), umyłam pióra i chciałam wysuszyć włosy a tu dupa. Suszarka nie działa. Siedząc na balkonie, oglądając hotel z góry włosy wyschły ubrałam się i ponownie ruszyłam do recepcji zgłaszając problem. Skoro w ofercie jest dostępna suszarka to dlaczego mam ignorować jest istnienie???? Obiecano mi naprawę, ale czekałam 2 dni, w tym 5 razy zgłaszałam że naprawy nie dokonano. Ostatni raz zgłaszając pytam recepcjonistę czy wreszcie to zrobią, bo taka ignorancja jest brakiem szacunku dla turysty i być może pójdę na skargę do managera hotelu, a ten dupek bezczelnie wskazał mi siedzącego naprzeciwko mężczyznę. Ale nie naskarżyłam, natomiast przyszedł magik, tak naprawiał że następnego dnia trzeba było poprawiać.

Na ponownym spotkaniu z rezydentką opowiedziałam jej o moich przygodach. Zdenerwowała się, przeprosiła nas i poszła na rozmowę do managera i przyszła z przeprosinami od niego. Czy prosił o to pośrednictwo czy to jej inicjatywa nie jest istotne. Ale za to menadźer zaproponował za wszystkie niedogodności wynajęcie na plaży domku na cały dzień o wartości 25 euro. Podziękowałam, ale nie miałam zamiaru korzystać. Liczy się miły gest.

Następnego dnia była wycieczka do Antalyi. Zwiedziliśmy meczet, mini fabrykę biżuterii i pracownie galanterii skórzanej. Ceny przyprawiały o zawrót głowy. Tak w jednej jak i drugiej fabryce poczęstowano nas kawą herbatą czy wodą wg życzenia. W pracowni galanterii skórzanej odbył się specjalnie dla nas przygotowany pokaz mody prezentujący ich wyroby.

Rzeczy piękne, ale cena nie na moją kieszeń, czego też wcale nie żałowałam.

A następna wycieczka to Zielony Kanion. Najpierw autobusem dojechaliśmy na górę (wjazd po skale niczym na Santorini – obok przepaść) a potem wejście na pokład statku wycieczkowego. Młody kapitan przywitał nas, zajęliśmy miejsca na pokładzie widokowym. Płynął wolno abyśmy mogli podziwiać widoki. A było co podziwiać, wapienna skała pnąca się pod górę, bardzo stromo i masa drzew. Czasami płynęliśmy jakbyśmy wpływali do jaskini a po drugiej stronie znowu rzeka o turkusowym kolorze. W niektórych miejscach z wody wystawały szkielety drzew. Mieliśmy tez ok 40 minutowy przystanek przy specjalni ustawionej platformy z przebieralnią, kto chciał mógł popływać. Podobno głębokość wynosiła 40 metrów. Jako że boję się wody i pływać nie umiem oglądałam jedynie igraszki w wodzie tych odważnych. Na pokładzie widokowym słońce prażyło jak na patelni, śmiałam się w duchu – no Jadzia podsmażylaś się teraz przewracamy na drugą stronę.

Przystankiem docelowym na tej trasie był obiad w restauracji …... na szczycie góry. Wchodziło się ponad 120 stopni, pod ostrym nachyleniem, w większości stopnie nierówne, bez barierek. Nie patrzyłam w dół bo pewnie bym spadła i wylądowała u podnóża statku. Zasapałam się wchodząc ale doszłam. Obiadek zjedzony i teraz w dół. Schodziłam bardzo ostrożnie, serce mi waliło ze strachu a do tchórzy nie należę. Jak już wracaliśmy to dopiero strachu się pozbyłam. Wracając z tej góry nie patrzyłam w dół.

Niestety pod wodospad nie udało się dopłynąć, za niski poziom wody i kapitan miałby problem. Ale krajobrazy, wrażenia zostały bezcenne.

Reszta pobytu przy pięknej pogodzie, ciszy i spokoju wewnętrznym. Generalnie pobyt zaliczam do udanych. Kiedy i gdzie następny wyjazd??? To pytanie zadała mi córka, ale jeszcze nie wiem. Byle zdrowie dopisało i kasa była to każde miejsce jest dobre. 
 

wtorek, 1 maja 2018

NAJ - najnowszy wywiad

Od razu zaznaczę, że nie szukam rozgłosu. Udzielanie wywiadów, bo ten jest kolejnym to przede wszystkim moja próba uświadomienia osobom w dojrzałym wieku, że mimo kolejnych lat wyliczonych przez pessel jesteśmy pełnowartościowymi osobami w społeczeństwie. 

Z  przykrością zauważam, że osoby dojrzałe są dyskryminowane przez otoczenie. Emerytura to czas, który mamy dla siebie. Dzieci odchowane, wyfrunęły z rodzinnego gniazda a my? Czy mamy siedzieć przed telewizorem, z kotem czy psem  (o ile ktoś lubi) na kolanach, oglądać seriale i myśleć o swoich schorzeniach, wizytach lekarskich, odizolowani od wszystkiego, jedynie w oczekiwaniu na śmierć? . 

Od lat próbuję w swoim blogu udowodnić, że emeryt to człowiek mądry, mający swoje pasje, zainteresowania czego dowodem jest moja aktywność w podróżach, poznawanie świata, fitness czy aqua areobik. 

W każdym wieku co w przypadku nas osób dojrzałych można i trzeba być sobą, tak samo jak mamy prawo do szczęścia czy miłości, nauki tańca czy spacerów w świetle księżyca. Co nas odróżnia od pozostałych? - cyfry w pesselu. 
Nie dajmy się zaszufladkować jako osoby odsunięte na margines społeczeństwa. A Wy młodzi - jeszcze wiele się od nas osób dojrzałych możecie nauczyć. 

W najbliższym czasie podzielę się z Wami wspomnieniami z mojego wyjazdu do Turcji. 


sobota, 17 marca 2018

Dojrzali wiekiem, młodzi duchem

Bloga prowadzę od blisko 10 lat. Temat ten u mnie wraca niczym bumerang. Mimo swojego dojrzałego wieku szlag mnie trafia w całym tego słowa znaczeniu jak czytam np. na portalach społecznościowych że osoby 60+ nazywane starymi, robi się z nas niedołężne istoty. W każdym z udzielonych wywiadów staram się za wszelka cenę przemycić temat ludzi dojrzałych a nie starych, w których tkwi młodość. Nie wiem z czego to wynika: z genów, z nastawienia do życia, z charakteru?


Prelekcja –
Pasja motorem życia” – był to motyw przewodni spotkania z podróżniczką i blogerką  p. Jadwigą Pawełkiewicz, które odbyło się 27 listopada 2015r.  Chociaż Pani Jadwiga w tego typu spotkaniu brała udział pierwszy raz, to  odniosła duży sukces. Jej ciekawe wspomnienia z podróży poparte slajdami spotkały się z dużym zainteresowaniem wśród naszych mieszkańców, a jej barwne opowieści o doświadczeniach i przygodach w egzotycznych krajach zafascynowały słuchaczy. Pani Jadwiga zyskała sympatię swoją otwartością, poczuciem humoru, a przede wszystkim ogromnym dystansem zarówno do swoich doświadczeń życiowych jak i swojej osoby, czym od pierwszej chwili spotkania ujęła mieszkańców Domu. Pani Jadwiga podzieliła się z mieszkańcami swoją pasją jaką są podróże, zwiedzanie nowych krajów i poznawanie nowych ludzi, a którą to pasję realizuje będąc na emeryturze. Postanowiliśmy pielęgnować te znajomość i nie poprzestawać na tym jednym spotkaniu.


Poza tym, nieskromnie powiem, że pracuję z pacjentkami, którzy o dziwo jak twierdzą chodzę lekko, uśmiechnięta, z doskonałą pamięcią na szczęście. Pracuję dodatkowo więc oprócz emerytury to dodatkowy dochód (ha ha ha ha z fiskusem się rozliczam) pozwalam sobie na wyjazdy zagraniczne. Sknerą nie jestem ale życie nauczyło mnie liczyć każdą złotówkę i zanim ją wydam (ha ha ha chociaż płacę kartą) oglądam prawie pod lupą. Pozwalam sobie wtedy na ekstremalne wybryki tj. np. lot spadochronem za motorówką, doświadczyłam wrażeń na katapulcie. Nauczyłam się w krajach arabskich targować, ba nawet przeklinać jak trafie na intruza.

A teraz trochę z konieczności ale podoba mi się to 2 razy w tygodniu chodzę na basen, raz w tygodniu do klubu fitness na zajęcia z cyklu zdrowy kręgosłup. Na basen chodzę w towarzystwie koleżanek w trochę zbliżonym wieku. Nazwałam naszą czwórkę foczkami. O dziwo dziewczyno, to wcale nie przeszkadza. Muszę os siebie zadbać, żebym się za szybko nie rozsypała.

A tak przy okazji jestem osobą z poczuciem humoru, z dystansem do swojej osoby, gadułą. Przyznam, że mi to wcale nie przeszkadza. Ba nawet z grupą młodych ludzi byłam na walentynkach na dyskotece. Nie miał znaczenia wiek, bawiliśmy się „bosko” Muzyka to moje drugie życie, w chwilach stresu mnie wycisza, a gdyby jeszcze można było potańczyć to byłoby rewelacyjnie.

Teraz w kwietniu ruszam „na podbój” Turcji. Nie znam tego kraju, zawsze odsuwałam od siebie pomysł bo przerażał mnie i przeraża dalej temat trzęsień ziemi i niezbyt uregulowanej sytuacji politycznej. Ale jak zawsze twierdzę, co ma być to będzie, Jak ma mnie szlag trafić to nie ma znaczenia w jakim miejscu, no gdyby się to zdarzyło poza miejscem zamieszkania to córka miałaby problem ze sprowadzeniem zwłok. Ale miejmy nadzieję, że jakiś Anioł Stróż mnie ochrania.

to tylko ja i tylko 60+

niedziela, 4 marca 2018

Następny kierunek – Turcja

Ostatnio skupiłam się na poprawie swojej kondycji fizycznej. Od początku stycznia chodzę 2 razy w tygodniu na basen i raz w tygodniu na fitness. Uważam, że przez te systematyczne treningi kondycja powoli ale jednak poprawia się.

W pracy jak w pracy, raz lepiej raz gorzej. Mam grupę zaprzyjaźnionych pacjentów i zawsze z radością ich witam. Ale wcześniej czy później zaczynam odczuwać „zmęczenie materiału” no i poczyniłam pewne starania wyjazdowe. Jako ha ha ha ha w miarę systematyczna osoba, Tunezja już w żadnym przypadku nie wchodzi w grę uruchomiłam wszelkie przeglądarki na kierunki którymi mogę być zainteresowana. Cypr, Portugalia, Hiszpania, Majorka i np. Malta w czasie kiedy mogę wziąć wolne jest za droga nawet dla mnie. Ot wychodzi jak mówił Pawlak w znanym serialu ekonomiczne myślenie. Tak jak Egipt przyszedł do mnie z przypadku tak teraz padła TURCJA. Nie byłam i jestem ciekawa tego kraju. Dzięki znajomemu z biura podróży a znamy się 10 lat wynalazł dla mnie hotel, który spełnia moje oczekiwania tzn. pokój tylko dla mnie, bez lokatorów, wyżywienie all inclusive no i oczywiście dostęp do internetu – bezpłatny. Oglądając ofertę gdzie na terenie hotelu jest mnóstwo zjeżdżalni dla dzieci miałam uczucie, że widzę Riadh Palms w Sousse w Tunezji, gdzie bawiłam się doskonale. Oczywiście to dla dzieci a co dla dorosłych? Kilka restauracji więc można posmakować różnych kuchni. Ale to co mnie najbardziej przekonało to możliwość po zgłoszeniu jedzenia dietetycznego. Oczywiście znajomy wskazał mi też jakie są możliwości wycieczek fakultatywnych – byle mieć kasę to wszystko w zasięgu ręki.



Mam nadzieję, że i tym razem przywiozę sobie walizkę wrażeń i masę zdjęć. Oczywiście muszę się tam rozejrzeć za upominkami dla znajomych bo zawsze coś im przywożę.

Póki co szukam wszystkiego co dotyczy Turcji bo przyznaję ze wstydem że niewiele wiem o tym kraju.

sobota, 27 stycznia 2018

Wypada nie wypada, a może trzeba?

Przyszedł Nowy Rok a z nim nowe tematy, nowe problemy. Jakoś do tej pory nie potrafiłam się zmobilizować do pewnych rzeczy. Życie uświadamia nam wszystkim jak szybko czas płynie, cofnąć się go już nie da. Sam Styczeń przynajmniej dla mnie do najłatwiejszych nie należał. Problemy w rodzinie w tym śmierć siostry.

Wbrew krążącym opiniom o urodzonych w niedzielę do leni czy obiboków niestety nie należę. Czasami obiecuję sobie „byczyć się” np. w weekend. No i kicha bo usiedzieć na miejscu nie potrafię. Na szczęście mam pracę co wypełnia mi czas. Mam nadzieję, że planowany w tym roku urlop nie będzie pechowy jak ten w listopadzie. Na samą myśl o tym, że zostałam odwołana z urlopu i całe moje plany wzięły w łeb to jeszcze afera z redydentem. A propos rezydenta. Nie pozwoliłabym aby takie zachowanie przeszło bez echa i nie wynika to absolutnie z mściwości bo to uczucie jest mi obce ale z zasad dobrego wychowania. Zatem informuję, że wprawdzie w emailu ale zawsze zostałam przeproszona przez dyrektora biura podróży na Polskę i nawet zaoferowano mi rabat w ramach rekompensaty za stres i nieudany wyjazd. Czy z tego rabatu skorzystam? Jeszcze nie wiem gdzie się wybiorę tym razem.

No właśnie wypada nie wypada a może trzeba – to góówny wątek wpisu. Zatem do rzeczy. Postanowiłam – oby tak dalej: korzystam z zajęć aqua areobiku i z zajęć na zdrowy kręgosłup w okolicznym klubie fitness, którego stałam się pełnoprawnym członkiem. Byłam na zajęciach latino. Było fajnie ale …... pani prowadząca, bardzo ambitna zapomniała że nie wszyscy na takich zajęciach bywali, ale tez że to fitness a nie szkoła tańca. Wybór padł na zajęcia „zdrowy kręgosłup” z którego aktywnie korzystam. NO i tak to wychodzi że z 7 dni tygodnia 3 mam zajęte na poprawę kondycji, zdrowia, wyglądu. Do tego już może z próżności albo i nie dochodzą maseczki na twarz, W chwilach kiedy mam lepszą kondycję i nastrój w domku wsiadam na rowerek, oczywiście z mp3 w uchu i dostosowuję tempo do słuchanej muzyki. Oj moja pani doktor na wizycie kontrolnej powinna mnie pochwalić i za dobre wyniki badań, dietę, aktywność fizyczną.

Kochani to nie tylko wypada ale nawet trzeba pomyśleć o sobie, swojej kondycji.
A tymczasem lukam na biura podróży gdzie by wiosną wyruszyć? 









 

środa, 17 stycznia 2018

Onet zamyka stronę blogów

Szanowni czytelnicy

Z dniem 31.01.2018 stara wersja bloga http://turystykaemerytki.blog.onet.pl/ zostanie zamknięta. 
Blog jest prowadzony od 2008 r. Na szczęście są tu wszystkie wpisy. 
Zapraszam tutaj.

niedziela, 7 stycznia 2018

Rok 2017

Może nie było aż tak źle, chociaż mogło być gorzej. Lepsza strona to dwa wywiady w czasopismach i dwa wyjazdy zagraniczne. Opalałam się w listopadzie pod słońcem egipskim. Ostatecznie pożegnałam się z wyjazdami do Tunezji, za to Gorzej ze zdrowiem, ale daję radę. Trzeba było postawić wszystko na głowie, dla własnego dobra. 

Teraz na polecenie lekarza  podjęłam intensywne ćwiczenia ogólnousprawniające. Mam nadzieję, że podołam zadaniu które sobie postawiłam.

Mam też wspomnienia na filmiku. 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...