niedziela, 30 września 2012

Niechciane ciąże, aborcja i prostytucja w Tunezji



Opowiada IwaTunis

     Niewiele jest niechcianych dzieci w Tunezji – w związku z tym zaledwie kilka domów dziecka w całym kraju. Są to kompletne sieroty, którymi nie może się zająć najbliższa rodzina lub panieńskie dzieci. Możliwe, że te porzucane w szpitalach to dzieci prostytutek ale ja myślę, ze większość stanowią po prostu nieślubne dzieci panienek, przeważnie ze wsi, które za późno zorientowały się, że są w ciąży lub nie miały żadnej możliwości wyjazdu do miasta i kontaktu z ośrodkiem planowania rodziny aby tą niechcianą ciążę usunąć. Mówię o dziewczynach ze wsi, bo te miastowe są lepiej zorientowane i mają dość łatwy dostęp do ośrodków czy szpitalnych oddziałów gdzie gratis można się pozbyć "kłopotu", ewentualnie – jeśli dziewczyna pracuje i ją stać - zupełnie dyskretnie usunąć ciążę w prywatnym gabinecie za 200 – 300 dinarów. Jeśli chodzi o prostytutki, to myślę, że są na tyle cwane by dobrze się zabezpieczyć przed ciążą, antykoncepcja jest łatwo dostępna i tania w Tunezji, tabletki hormonalne sprzedaje się w każdej aptece bez recepty za parę złotych, w ośrodkach planowania rodziny za darmo można założyć spirale a także dostać prezerwatywy i globulki. Jeśli jednak "wypadek przy pracy" się zdarzył, bez problemu ciążę można usunąć.
     
   Dostępne są ośrodki wczesnoporonne lub tradycyjna skrobanka. Rząd tunezyjski od kilkudziesięciu lat prowadzi politykę ograniczenia liczby urodzin, stąd taka powszechność antykoncepcji i możliwości pozbywania się niechcianej ciąży. Inna ciekawostka => taka mała dygresja: podatek odprowadzany z każdej wypłaty maleje proporcjonalnie do liczby dzieci ale tylko do 4-tego dziecka, nie ma już żadnej dodatkowej ulgi jeśli ma się dziecko piąte, szóste, itd.

     W Tunezji nie spotyka się ot tak, ciężarnych panien, kult dziewictwa jest bardzo mocny. Dziewczyny bardzo się pilnują, dla większości nie do pomyślenia jest seks przedmałżeński, a jeśli już się tak zdarzyło to uszkodzone dziewictwo się naprawia.  A dziewczyna, jeżeli już zgrzeszyła i nie daj Boże zaszła w ciążę,  to  oprócz dyskretnego usunięcia ma inną możliwość uratowania honoru – szczególnie jeśli o romansie wie rodzina i znajomi. Może złożyć skargę na policji, przedstawić świadków i facet musi się ożenić – inaczej pójdzie siedzieć. Znam osobiście taki przypadek z sąsiedztwa, wprawdzie rozwód był orzeczony kilka miesięcy później ale status rozwódki z dzieckiem jest dużo lepszy niż panny z dzieckiem i honor rodziny uratowany.

     Wracając do tematu niechcianych dzieci, oprócz tych panieńskich są również sieroty, nie znam żadnych danych statystycznych ale przypuszczam, że to niewielki procent gdyż większością osieroconych dzieci zajmuje się i wychowuje je bliższa rodzina. Oczywiście są jednak przypadki kiedy z wielu przyczyn nie jest to możliwe Procedury adopcyjne na pewno są o wiele prostsze niż w Polsce, nie czeka się latami i miesiącami na dziecko, nie analizuje się szczegółowo warunków materialnych i profilu psychologicznego przyszłych rodziców. Trzeba również podkreślić, ze Tunezyjczycy niezbyt chętnie adoptują, dzieciom niekoniecznie daje się swoje nazwisko i najczęściej nie ukrywa, a wręcz przeciwnie – faktu, ze dziecko jest adoptowane.

     Z kilku przeprowadzonych rozmów wywnioskowałam, że Tunezyjczycy za bardzo boją się "złego, genetycznego dziedzictwa" tych dzieci, konkretnie – ze np. córka prostytutki gdy dorośnie tez będzie przejawiać tego typu skłonności, itp, nie chcą ponosić całkowitej odpowiedzialności za skutki wychowania takiego dziecka – jeżeli dorasta sprawiając kłopoty wychowawcze, słyszy się, że to nic dziwnego, w końcu to dziecko adoptowane. Wydaje mi się, że nie potrafią i nie chcą zaakceptować dziecka z bezgraniczną i bezwarunkową miłością, poczucie własnego i swojego nie jest do końca spełnione. Poza tym ważnym aspektem są tutaj sprawy finansowe, dokładnie dziedziczenie. W "razie czego" zostawia się dziecku jego nazwisko rodowe i zaznacza że nie ma prawa do spadku, szczególnie w przypadku chłopców.

     Kobieta która nie ma dzieci i nie podlega reżimowi wspólnej własności (a to zupełnie nowe prawo), po śmierci męża dziedziczy niewielką część majątku. Konkretnie, łatwo może się znaleźć na ulicy, jeżeli nie miała dobrych stosunków z rodziną męża dlatego, ze w przypadku nie posiadania potomstwa, najpierw dziedziczą po mężu rodzice, bracia i siostry. Zona dostaje niewielka część więc praktycznie nie może już mieszkać w "swoim" domu, no chyba że łaskawie rodzeństwo wyrazi na to zgodę. Z tego względu wiele rodzin nie zgadza się na adopcje, szczególnie jeśli wiadomo,  że kobieta jest niepłodna i chce mieć dziecko. Moja najbliższa sąsiadka nie może mieć dzieci i chciała zaadoptować, niestety mąż (który ma 4 braci) pod dużym wpływem rodziny nie chciał się z godzić. Mieszkają w dużym domu i braciszkowie mają chrapkę na podział majątku.

     W Tunezji jest również inna formułka zajęcia się sierotami: opieka czasowa za wynagrodzenie. Można na jakiś czas (ściśle określony) wziąć z domu dziecka nawet kilkoro dzieci i opiekować się nimi. Państwo płaci mniej więcej 100 dinarów miesięcznie za dziecko plus dostarcza pewną ilość pieluch, mleka, zapewnia bezpłatną opiekę zdrowotną. Wiele kobiet siedzących w domu, bez wykształcenia a zatem szansy na prace wybiera tą formę" adopcji" ale traktuje to wyłącznie jako pracę zarobkową. Niestety nikt zbytnio nie przejmuje się dokładnym sprawdzeniem warunków i osób, którym powierza się dzieci. Dzieci czasami wychowywane są w skandalicznych warunkach. Niby od czasu do czasu są kontrole asystentek społecznych ale jest tu za duża korupcja by liczyć na obiektywny raport, który mógłby poskutkować odebraniem prawa do opieki i wypłaty. Niestety…

Aborcja a prostytucja

     W Tunezji bezpłatna aborcja wykonywana na życzenie jest legalna od lat 60-tych. Prostytucja jest legalna jedynie za zezwoleniem wydawanym przez państwo (zdobycie zezwolenie przez prostytutkę obliguje do okresowego wykonywania badań kontrolnych oraz ukończenia 20 roku życia). Legalna prostytucja koncentruje się w domach publicznych oraz tanich hotelach. Obecnie prostytucja koncentruje się głównie w strefach turystycznych. W 1995 roku w Tunisie zarejestrowanych było 68 legalnych prostytutek.

      Istnieje również nielegalna prostytucja. Przedstawicielki tej profesji często kamuflując się przed policją przywdziewają tradycyjne Safsari (by ukryć swój zawodowy wizerunek).

piątek, 28 września 2012

Tunezyjskie budownictwo - wieczna prowizorka

Dzięki mojej tunezyjskiej koleżance mam wiadomości z pierwszej "ręki" o wszystkim o czym w relacjach, postach i innych notkach nie można znaleźć.
Oddaję głos Iwie.



Opowiada IwaTunis
     Niestety, ogólnie Tunezja to kraj bylejakości, robienia po łebkach, wielkiej prowizorki, która trwa latami. Rzadko spotyka się fachowców, którzy solidnie kończą robotę. Obowiązuje tu zasada: dostać maximum kasy za minimum pracy. Prym wiodą murarze i ich pomocnicy (choć podobnie jest ze stolarzami, hydraulikami, szewcami, itd.); chyba niemożliwością jest znalezienie dobrego murarza, który uczciwie zarobiłby za swoja dniówkę. Trzeba tu dodać, że murarze to ludzie bez żadnego wykształcenia, zdobywają doświadczenie i uczą się fachu pracując jako pomocnicy przy budowie, wykonując wszystkie prace fizyczne i obserwując swoich szefów. Tu nie ma zasadniczych szkół budowlanych, czy nawet techników – buduje się na oko i na wyczucie, nie dziwią wiec krzywe ściany i inne defekty budowlane.

    Co najmniej polowa domów, dobudowywanych pięter, itd. są wznoszone bez pozwolenia na budowę. Jest niepisana zasada, ze jeśli wyleje się strop, to już nie można go zburzyć, nawet jeśli nie ma się zezwolenia. Więc często robi się to w nocy, w niedzielę aby uniknąć możliwej kontroli. Ale nawet jeśli ma się pecha i trafi na kontrolerów, w miarę łatwo można to „załatwić", oczywiście dając w łapę i nadal budować bez zezwolenia. W ogóle ludzie uwielbiają tu budować, nawet jeśli tak naprawdę ich na to nie stać, wystarczy trochę oszczędności lub mały kredyt i już  się dobudowuje pierwsze piętro. Za chwilę jednak już brakuje pieniędzy by dokończyć budowę i wszędzie straszą takie nieotynkowane domy, bez stropów, niewymalowane, na ulicach leżą sterty piasku i gruzu.

     Solidne wykończenie są bolączką Tunezyjczyków, składają się na taki stan rzeczy: bieda i brak środków (a więc ludzie starają się sami wykonać daną pracę) oraz brak wykształcenia i wiedzy plus lenistwo oraz zaobserwowane od małego, ze "jakoś" to się zrobi.
Większość różnych punktów usług i napraw w biedniejszych dzielnicach jest prowadzonych przez ludzi bez wykształcenia i dyplomu, otwiera się po prostu przydomowy garaż i zaczyna naprawiać samochody, telewizory, telefony, buty, biżuterię, … podobnie świadczy się usługi krawieckie, fryzjerskie (choć w tym przypadku najczęściej właścicielka ma 6 klas szkoły podstawowej i jakiś ukończony kurs dyplomem).
Na podobnych zasadach działają też przydomowe żłobki i przedszkola, dzieci zostawia się na cały dzień pod opieką pożal się Boże wychowawczyń, które nie mają wykształcenia i żadnego przygotowania pedagogicznego.

     Pomieszczenie to zaledwie 2 – 3 pokoje z ubikacją, czasem z kuchnią, zdarza się że tylko właśnie coś w rodzaju garażu, oczywiście nie ma zaplecza dla posiłków, rodzice przynoszą z domów posiłek dla swojego dziecka. No, ale taka przechowalnia ma duży walor: niewiele kosztuje : 30 – 50 dinarów miesięcznie. Nie sadzę, by były jakieś inspekcje czy kontrole, w każdym bądź razie nigdy nie słyszałam by jakieś przedszkole zostało zamknięte z powodu złych warunków czy braku innych wymogów.

     Dobrym przykładem na "jakość" w Tunezji są buty. Jest zatrzęsienie sklepów z butami, klapkami czy innymi sandałami. Wprawdzie są tanie, ładnie wyglądają ale jakość pozostawia wiele do życzenia: są bardzo niewygodne, stopy bolą, łatwo nabawić się odcisków, otarć, itp, szybko się rozlatują… Nawet płaskie klapki są niewygodne. Nie jest łatwo w Tunezji kupić w miarę fajne buty, nie za drogie i wygodne. Czasem coś podoba się na wystawie ale gdy przyjrzysz się z bliska, widzisz fatalne wykończenie. 

wtorek, 25 września 2012

Olimpiada i zwiedzanie Tunezji



W ciągu całej Olimpiady mieliśmy konkurencje:
-   piłka plażowa
-   piłka wodna
-   strzelanie z łuku (wygrała koleżanka z grupy)
-   układanie piosenki ze słowem Oasis (naszego sponsora)
-   boules
-   konkurs na miss transwestytów
-  malowanie na ciele (dziewczyny jako modelki)
-   rzucanie jajkiem
-   wyścig quadów
-   wyścig wielbłądów
-   zaganianie kóz (w połowie impreza odwołana+ jedna  kotna)
-   ping pong
-   konkurs w piciu wódki tunezyjskiej
-   konkurs w piciu piwa
-   konkurs w jedzeniu spaghetti bez użycia rąk (wygrała koleżanka z grupy)
-   karaoke
jedna z dyscyplin
   -   wybór Miss Olimpiady
przy każdej konkurencji było mnóstwo zabawy, śmiechu i żartów

     Bule (boules, petanque) to stalowe kule o średnicy 7.05 -8 cm i wadze 650-800g. Jeden komplet składa się z sześciu naznaczonych nacięciami kul, po dwie dla każdego zawodnika. Można grać jednym kompletem lub jednym i pół (po trzy kule).
W komplecie znajduje się też mała kulka zwana świnką. Świnka - to mała kulka - jest zrobiona z drewna lub plastiku a jej wymiary - od 25 do 35mm.
W komplecie znajduje się również prosta, sznurowa miarka odległości, która służy do rozstrzygania ewentualnych kwestii spornych (mierzenia odległości kul od świnki).
ja tylko posiedziałam na quadzie

     Byliśmy na pustyni pełne dwa dni, a w tym czasie mieliśmy zawody: wyścig na quadach i wielbłądach,  a także w połowie zawodów odwołane zaganianie kóz (kilka było kotnych i decyzją ogółu konkurencja została odwołana). Nie było ważne, która grupa w tych zawodach zwycięża chociaż byłoby miło, ale za to była świetna zabawa we wspaniałym towarzystwie.

     We wtorek rano czyli 11 grudnia rano zaraz po śniadanku wyruszyliśmy do Sabrii, zwiedziliśmy wioskę berberyjska i oczywiście zostaliśmy na obiedzie, a potem znowu w drogę. Tych miejsc zwiedzanych było tyle, że trudno spamiętać.

     Pojechaliśmy do Chebbiki i Tamerzy. Wodospad znałam jedynie ze zdjęć, teraz miałam okazję zobaczyć go na własne oczy.
zaraz schodzimy w dół
Wędrówka po kamieniach w górę i w dól napawała mnie strachem, ale idący  przede mną Atek (kulejący na jedną nogę ok. 70 mężczyzna) zawstydził mnie. Ja miałam wątpliwości czy dam radę, a Atek śmigał po skałach jak koziołek. Poszłam więc i ja.
Wodospadu zdjęcie zrobiłam z góry, do poziomu jeziorka już nie miałam sił.


     Przy wodospadzie jak zwykle pełno stoisk z pamiątkami. Przy jednym z nich o mało nie przehandlowałam koleżanki za 40 wielbłądów i samochód. Uznałam jednak, że to za tanio hi hi hi hi hi. Niektórzy tubylcy nawet próbowali mówić po polsku. Najśmieszniejsze, że oni uważają że każda Polka ma na imię Ania.

     Potem znowu w jeepa i w drogę. Następny przystanek Gafsa i hotel Gafsa Palace. Przyznaję, że od nadmiaru wrażeń mam mętlik w głowie, zaczynają mi się mylić trasy, hotele i tp. Niemalże w każdym hotelu odbywały się zawody olimpijskie. Z Gafsy jechaliśmy na północ Tunezji (wg mapy). Odwiedziliśmy jeszcze wiele miast w tym: Hammamet, Nabeul, Mahdia, Sousse, El Djem, Karouin no i oczywiście Port El Kantaoui.
moje spojrzenie na Coloseum

     W El Djem obejrzeliśmy wspaniale zachowane ruiny Coloseum. Z otwartą ze zdziwienia buzią oglądałam każde miejsce w którym przebywali gladiatorzy. Oczywiście skosztowałam przy Coloseum  kawki, zrobiłam zakupy targując się niemiłosiernie bo znam ich zwyczaje.

     Chciałam kupić biżuterię dla córki i breloczki z ręką Fatimy –malowane, których nigdzie przedtem nie widziałam, a obiecałam koledze. Nawet u jednego ze sklepikarzy, a pewnie miał mnie dość bo schodziłam z ceny jak wariat powiedział „a idź sobie”. Odwróciłam się i odrzekłam, nie ma sprawy (oczywiście po angielsku). Widocznie dobrze zagrałam bo popędził za mną i sprzedał mi korale za moją cenę, a korale były obiektem westchnień mojej grupy. W końcu breloczki też kupiłam takie jakie chciałam.
niezłe ciacho


     Zresztą tych innych konkurencji sportowych było mnóstwo. Każda drużyna chciała wygrać, ale nie za wszelką cenę. Ja oprócz wspaniałej wycieczki połączonej ze zwiedzaniem, zakupami, zawartymi nowymi znajomościami zyskałam jeszcze „chwilowego adoratora”. Nie powiem wart grzechu tyle, że znacznie młodszy ode mnie. Ale kobiety bez względu na wiek uwielbiają adorację, przystojnych, zdrowych mężczyzn.
Reasumując: wyjazd na Olimpiadę organizowaną przez biuro „OASIS” był najbardziej udanym moim wyjazdem do krajów arabskich. Poznając ich kulturę, religię, zabytki a przede wszystkim historię kraju jestem o tą wiedzę dużo bogatsza.

niedziela, 23 września 2012

Sahara - spełnienie marzeń



     Po drodze na Saharę oglądaliśmy Matmatę i oczywiście jedliśmy obiad w restauracji Berberów. Krajobraz jak z księżyca. W restauracji wykutej w skale było fantastycznie. Zresztą ja te widoki chłonęłam z zapartym tchem.
obiad w Matmacie
     Po kilku godzinach jazdy autokarem dojechaliśmy do miejscowości Douz gdzie zostawiliśmy w autokarze swoje bagaże, wzięliśmy w otrzymany, a Oasis oprócz dresów worek do którego wkładaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Nasza urocza przewodniczka i rezydentka Renia uprzedziła, że na Saharze w nocy jest zimno, mamy zabrać ciepłe rzeczy i to będzie stanowić nasz jedyny bagaż. Co było robić?? Dostosowaliśmy się do wymogów.

     Po dojeździe do Douz zostaliśmy ubrani w galabije i turbany i przesiedliśmy się na wielbłądy, które miały nas dowieźć do naszych namiotów na Saharze. Wsiadłam na wielbłąda bez problemu jako że już raz jechałam. Każdy zwierzak był prowadzony przez swojego właściciela.
zwiedzanie domostwa Berberów

     Ten na którym ja siedziałam bez przerwy przystawał i podżerał jakieś roślinki. W duchu mówiłam „przestań żreć, nie nakarmili cię czy co, jeszcze chwila i wyląduję przed twoim pyskiem”. Ale próżne to było gadanie a raczej mruczenie pod nosem. I tak robił co chciał. A ten jego przewodnik to jakiś czas pytał mnie czy wszystko w porządku. Odpowiadałam ok i szliśmy dalej. Ale swoją drogą to prowadził nas dla urozmaicenia po wysokich wydmach, czyli miałam „wiełbłądową huśtawkę” ale pies to drapał.

     Jazda zajęła nam ponad godzinę a w tym czasie zbliżał się zachód słońca. A że miałam ze sobą worek z bambetlami nie bardzo mogłam wyciągnąć aparat i sfotografować to piękne zjawisko.
Bałam się, że spadnę z camelka. Rzeczywiście widok nieziemski. Po dojechaniu na miejsce zobaczyliśmy szereg namiotów przygotowanych dla nas na nocleg. Oczywiście było też tak, że w jednym miejscu było 6namiotów odgrodzone od następnych płotem z liści palmowych.
cudowna jazda na camelku
nasz saharyjski hotel
















     Po rozlokowaniu wybraliśmy się za „piątą” wydmę na kolację. Po czym jako, że było już ciemno drogę do namiotów oświetlały nam lampy ustawione w piasku. Droga kręta po wzgórkach, piasek usuwający się spod nóg. Chwilami miałam wrażenie jak w filmach, że są to ruchome piaski. Po kolacji towarzystwo wyciągało trunki i zaczynaliśmy własne show przy ognisku.

     Były kawały, od których boki bolały ze śmiechu. Panowie nasi w tym górowali. Przed położeniem się spać, można było skorzystać z „turystycznej” toalety i łazienki. Robiło się coraz chłodniej, nasi saharyjscy opiekunowie trzymali ogień w ognisku dość długo. (wiem bo wstałam o 2.00 w nocy to siedzieli przy ogniu i coś gadali po arabsku). Na Saharze nasi tunezyjscy sponsorzy zafundowali nam dyskotekę, ale również były śpiewy, pieczenie barana i różne inne atrakcje. Na noc rzeczywiście przydało się włożyć na grzbiet wszystko co ciepłe, a więc głównie nasze sportowe dresy i co tam jeszcze było w plecaku. Mieliśmy gruby materac, poduszkę i 2 cieplusie koce z wielbłądziej wełny. Mnie niestety krępowała kurtka włożona na dres więc ja zdjęłam, zdjęłam buty i owinęłam się w koce jak w kokon i ....... nie zmarzłam.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...