Po drodze na Saharę oglądaliśmy Matmatę i oczywiście
jedliśmy obiad w restauracji Berberów. Krajobraz jak z księżyca. W restauracji
wykutej w skale było fantastycznie. Zresztą ja te widoki chłonęłam z zapartym
tchem.
![]() |
obiad w Matmacie |
Po kilku godzinach jazdy autokarem dojechaliśmy do
miejscowości Douz gdzie zostawiliśmy w autokarze swoje bagaże, wzięliśmy w
otrzymany, a Oasis oprócz dresów worek do którego wkładaliśmy najpotrzebniejsze
rzeczy. Nasza urocza przewodniczka i rezydentka Renia uprzedziła, że na Saharze
w nocy jest zimno, mamy zabrać ciepłe rzeczy i to będzie stanowić nasz jedyny
bagaż. Co było robić?? Dostosowaliśmy się do wymogów.
Po dojeździe do Douz zostaliśmy ubrani w galabije i turbany i przesiedliśmy się na wielbłądy, które miały nas dowieźć do naszych namiotów na Saharze. Wsiadłam na wielbłąda bez problemu jako że już raz jechałam. Każdy zwierzak był prowadzony przez swojego właściciela.
Po dojeździe do Douz zostaliśmy ubrani w galabije i turbany i przesiedliśmy się na wielbłądy, które miały nas dowieźć do naszych namiotów na Saharze. Wsiadłam na wielbłąda bez problemu jako że już raz jechałam. Każdy zwierzak był prowadzony przez swojego właściciela.
zwiedzanie domostwa Berberów |
Ten na którym ja siedziałam bez przerwy przystawał i podżerał jakieś roślinki. W duchu mówiłam „przestań żreć, nie nakarmili cię czy co, jeszcze chwila i wyląduję przed twoim pyskiem”. Ale próżne to było gadanie a raczej mruczenie pod nosem. I tak robił co chciał. A ten jego przewodnik to jakiś czas pytał mnie czy wszystko w porządku. Odpowiadałam ok i szliśmy dalej. Ale swoją drogą to prowadził nas dla urozmaicenia po wysokich wydmach, czyli miałam „wiełbłądową huśtawkę” ale pies to drapał.
Jazda zajęła nam ponad godzinę a w tym czasie zbliżał się zachód słońca. A że miałam ze sobą worek z bambetlami nie bardzo mogłam wyciągnąć aparat i sfotografować to piękne zjawisko.
Bałam się, że spadnę z camelka. Rzeczywiście widok
nieziemski. Po dojechaniu na miejsce zobaczyliśmy szereg namiotów
przygotowanych dla nas na nocleg. Oczywiście było też tak, że w jednym miejscu
było 6namiotów odgrodzone od następnych płotem z liści palmowych.
![]() |
cudowna jazda na camelku |
![]() |
nasz saharyjski hotel |
Po rozlokowaniu wybraliśmy się za „piątą” wydmę na kolację. Po czym jako, że było już ciemno drogę do namiotów oświetlały nam lampy ustawione w piasku. Droga kręta po wzgórkach, piasek usuwający się spod nóg. Chwilami miałam wrażenie jak w filmach, że są to ruchome piaski. Po kolacji towarzystwo wyciągało trunki i zaczynaliśmy własne show przy ognisku.
Były kawały, od których boki bolały ze śmiechu. Panowie nasi w tym górowali. Przed położeniem się spać, można było skorzystać z „turystycznej” toalety i łazienki. Robiło się coraz chłodniej, nasi saharyjscy opiekunowie trzymali ogień w ognisku dość długo. (wiem bo wstałam o 2.00 w nocy to siedzieli przy ogniu i coś gadali po arabsku). Na Saharze nasi tunezyjscy sponsorzy zafundowali nam dyskotekę, ale również były śpiewy, pieczenie barana i różne inne atrakcje. Na noc rzeczywiście przydało się włożyć na grzbiet wszystko co ciepłe, a więc głównie nasze sportowe dresy i co tam jeszcze było w plecaku. Mieliśmy gruby materac, poduszkę i 2 cieplusie koce z wielbłądziej wełny. Mnie niestety krępowała kurtka włożona na dres więc ja zdjęłam, zdjęłam buty i owinęłam się w koce jak w kokon i ....... nie zmarzłam.
Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpozdrawiam również, zapraszam częściej
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że nie zmarzłaś Jagoda, bo noce na Saharze faktycznie zimne bardzo.
Pozdrawiam serdecznie.
ponieważ był to grudzień to też miała obawy że zmarznę. Ale gruby materac, 2 cieplutkie koce no i zamiast piżamy dres dały mi ciepło. Żeby nie wiało zrobiliśmy sobie z koca "drzwi" - jak widać na zdjęciu przy notce. Nie było tak źle.
Usuń