nowa znajomość |
Na spotkaniu rezydenta –
przeurocza Pani Justyna przekazywała nam wszystkie potrzebne informacje
odnośnie naszego pobytu tzn. jakie są wycieczki, gdzie czym dojechać i tp. Na
spotkaniu tym było jeszcze małżeństwo 40 latków z Poznania, jeden młodzieniec z
Katowic i tatuś z dziećmi. Wszystkich nas Polaków było w hotelu .......
11-ścioro. Na szczęście dogadaliśmy się wszyscy i wzajemnie się wspierali.
Poszliśmy na kawę do barku i oceniliśmy sytuację. Najlepiej trzymać się razem.
![]() |
niezła jazda |
Chodzący po hotelu pracownik
– mówiący po polsku (TAREK) zaoferował nam dwie wycieczki: tego samego dnia
jazda na dromaderach i w dwa dni później rejs statkiem. Obydwie wycieczki po 35
dinarów. Od razu na pniu zdecydowałam że z nich skorzystam. Umówiliśmy się przy
recepcji o godz 13.45 i pojechaliśmy na obrzeża Sousse gdzie czekało na nas 10
dromaderów. Popatrzyłam na te zwierzątka i pomyślałam sobie – ciekawe jak
ja się dostanę na jego grzbiet (przy mojej wadze). Okazało się to wcale nie
takie trudne. Jeden zpanów podstawił mi rękę pod lewą nogę, a ja trzymając się
tej uprzęży przy pysku zostałam przez drugiego pana podrzucona do góry i
chwilę potem siedziałam już na jego grzbiecie. Leciałam w górę jak piórko.
Bardzo mi się to podobało. Ponieważ nigdy nie siedziałam ani na wielbłądzie ani
na dromaderze, przeżycie było fantastyczne. Po umieszczeniu już wszystkich na
grzbietach prowadzący karawanę cmoknął na zwierzaki i w drogę. Jazda trwała
dobrze ponad godzinę, można też było pojechać bryczką lub na koniu. Ja niestety
w drodze powrotnej zmieniłam “pojazd” na jazdę bryczką ponieważ to siedzisko na
grzbiecie niebezpiecznie przesuwało się w kierunku szyi zwierzaka.
Jechałam i myślałam, że
jeszcze chwila i wyląduję przed jego pyskiem i będzie twarde lądowanie.
Wróciliśmy w miejsce gdzie zaczynaliśmy jazdę i zostaliśmy poprowadzeni na
pokaz pieczenia placków, które potem gorące pałaszowaliśmy z dodatkiem wędliny,
pomidorów, ogórków. Mieliśmy też świeże truskawki a na koniec otrzymaliśmy lody
na patyku. Tak się skończyła pierwsza moja wycieczka. Bolały mnie trochę
mięśnie.....Nastrój zdecydowanie mi się poprawił.
Państwo na plażę? |
Titanic w wydaniu tunezyjskim |
Następnego dnia z
poznaniakami Marzenką i Robertem pojechaliśmy bryczką obadać teren plaży. Niestety morze było
wzburzone, wiał silny wiatr i nie było prawie nikogo, wróciliśmy więc do hotelu
i odpoczywaliśmy na leżakach przy basenie. Podczas pobytu na Djerbie byłam
przyzwyczajona, że na terenie hotelu odbywają się animacje a tu.... aerobik
wodny mógł poprowadzić ktoś nawet bez przygotowania. to samo z gimnastyką.
Leżeliśmy, gadaliśmy i popijaliśmy soczki, kawkę i tp. Słoneczko przypiekało i
od razu poprawiały się nam humory. Następnego dnia miałam wycieczkę statkiem
Sułtan. W porcie zacumowanych było mnóstwo żaglówek, jak okiem sięgnąć. Zaraz
na dolnym pokładzie podszedł do mnie chłopak z młodziutkim sokołem na ręku. O
rany koguta taka okazjami się nie trafi, poprosiłam więc o zrobienie mi zdjęcia. Potem odpłynęliśmy z zatoki trochę w morze, gdzie na
opuszczonej kotwicy zaserwowano nam “zestaw” animacyjny. Mogliśmy łowić ryby.
Potem była muzyczka i taniec brzucha, na koniec kilku chłopaków weszło na
bocianie gniazdo a na koniec weszli na dziub i pozowali nam do zdjęć przy
muzyce z Titanica. Wyglądało to bardzo ciekawie. Statek był ustawiony na
kotwicy bokiem do fali więc huśtało nami dość mocno, na szczęście obyło się bez
sensacji. No i zostaliśmy podjęci grilowaną rybą z surówką. Po wyjściu ze
statku czekały już na nas zdjęcia z sokołem. Droga powrotna do hotelu
przebiegła sprawnie i szybko.
Posiłki w hotelu obfite i
różnorodne. Każdy znajdzie coś dla siebie. Przy każdym obiedzie i kolacji w
stołówce byli kelnerzy którzy już poznali nasze zwyczaje, jedno piwo i dwa wina
czerwone. Następnego dnia wyruszyliśmy na zakupy do Monastyru. Kierowca
taksówki wysadził nas przed samą Mediną. Zapuściliśmy się w uliczki w
poszukiwaniu pamiątek. Uliczki niestety brudne, o niemiłym zapachu. Po blisko 4
godzinach wróciliśmy do naszego hotelu. Swoim zwyczajem siedliśmy w barku w
oczekiwaniu na wieczorne animacje. Ze względu na pogodę odbywały się one pod
dachem. To znaczy po 21.00 było disco dla dzieci, a potem w ciągu 3 dni tylko 2
razy bingo. Jednym słowem animacji brak. Mając już towarzystwo poznaniaków i
łodzian wszystko wyglądało inaczej.
cennik |
Następnego dnia dostarczono
nam niemałych wrażeń. O godz 5.00 rano obudziła nas syrena alarmu
przeciwpożarowego, Na szczęście było to tylko jakieś spięcie w instalacji o
czym pracownik hotelu krążąc po naszym korytarzu informował. Ale
najzabawniejsze było towarzystwo mieszkających naprzeciwko mnie panów o
odmiennej orientacji dość ostentacyjnie demonstrujących przywiązanie do siebie.
Paznokietki kolorowe, torebeczka pod pachą, nawet kelnerzy mrugali do nas
znacząco. No cóż – takie jest życie. Ale jeszcze razem z poznaniakami
przeżyliśmy dość trudne chwile na plaży. Wiatr był mniejszy więc i loty
spadochronem były. Ale na plaży obok zerwała się linka i facet spadał na
ziemię, pracownicy sportów wolnych z naszej plaży szybko ruszyli na pomoc.
Szczęściem nikomu nic się nie stało. Ale oglądając to zrezygnowałam z lotu
chociaż miałam na to ogromną ochotę. Raz na Djerbie lot zaliczyłam i to musi
wystarczyć. Ciągle mam przed oczyma ten widok. Po prostu się bałam. Chwilami
zastanawiałam się czy nie było to wyreżyserowane.
A mój powrót mój zbliżał się
nieubłaganie do końca. Ponieważ moi łodzianie i poznaniacy przyszli mnie
pożegnać szybciutko wyciągnęłam kamerę i sfilmowałam ich machających mi na
pożegnanie i ślących buziaczki.
Jednym słowem, wszystko dobre co się dobrze kończy. Pierwsze niemiłe
wrażenie hotelu i okolic zatarło się przy ogromnym udziale nowo poznanych
przesympatycznych ludzi. Myślę też, że wszelkie niedogodności wypływają z tego
że u nich to jeszcze nie jest sezon.
Jadzi i Genkowi - łodzianom oraz Marzence i Robertowi – poznaniakom
dziękuję za mile spędzone chwile. Kontakty z moją zaprzyjaźnioną rezydentką
trwają do chwili obecnej. Spotykamy się albo w Tunezji albo w Polsce.
Myślę, że ten upadek nie był reżyserowany, ponieważ odstrasza klientów. Ja tez widziałam, jak spadał ktoś, ale do morza. Popłynął po niego ratownik na skuterze wodnym.
OdpowiedzUsuńtu akurat wylądował turysta na plaży, ale zamieszanie jakie temu towarzyszyło przeczyło wyreżyserowaniu tego zdarzenia. A ja miałam pietra przed następnym lotem.
UsuńJak cudne są wspomnienia... jak w piosence
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
i nikt nam tych wspomnień nie zabierze. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń