Przy dużym szczęściu w ciepły dzień
(przecież nie zawsze było zimno i wietrznie) kąpałyśmy się w basenie i
korzystałyśmy z aerobiku wodnego. To nie wszystkie rozrywki serwowane przez
animatorów. Animatorzy w hotelu wypełniali czas po brzegi. Właściwie nie
mieliśmy potrzeby zwiedzania. Wystarczyło robić przegląd turystów i ich
zachowań. Ale my ludzie ciekawi wiedzy postanowiliśmy pojechać do najbliższego
miasteczka, oddalonego o 6 km od Aghir, gdzie mieszkaliśmy do Midoun.
Zapakowaliśmy wózek Gabrysi do taksówki i w drogę. Z ciekawością spoglądaliśmy
przez szybę taksówki na migające nam przed oczyma krajobrazy - pusto, pusto,
pusto, jakiś hotel.
W
każdej taksówce obok miejsca kierowcy przed przednią szybą znajduje się mapa. Kierowca,
zatem nie ma wątpliwości gdzie ma jechać. Zresztą nie było z tym problemu.
Piszę o tym, dlatego, że jeśli ktoś wybiera się za granicę nie znając języka
nie ma się, czego obawiać. Mówię to z własnego doświadczenia.
Midun czy raczej Midoun to małe
miasteczko, bardzo kolorowe, nastawione głównie na turystykę, mnóstwo sklepów,
sklepików, ba nawet bank jest no i oczywiście wszędzie w około stragany.
![]() |
suk w Midoun |
Po
kilku minutach dojechaliśmy. Byliśmy szalenie ciekawi jak wygląda słynny targ w
Midoun. A na nim jak na każdym targu: mydło szydło i powidło. Ja myślałam
bardziej jak spełnić prośbę córki i kupić jej przyprawy. Z Panem Piotrem
(fotografem z Polski - mieszkającym na Djerbie wcześniej konferowałam, co i za
ile można kupić, aby nie przepłacić). Tak też się stało. Z jednym z arabów
targowałam się długo i uparcie. Chciał za saszetkę przypraw 10 dinarów. Od P.
Piotra wiedziałam, że mogę zapłacić max. 2 dinary. Oni wszyscy najchętniej
posługują się notesikiem i długopisem gdzie wpisują swoją cenę, jak ich ta cena
nie satysfakcjonowała, pytali, jaka jest moja ostateczna cena. Pomna tych
przestróg mówiłam 2 dinary. I tu można pęknąć ze śmiechu, targowałam dość
długo, wreszcie pomyślałam, jeszcze tu wrócę,
![]() |
uliczka w Midoun |
Oglądaliśmy też wyroby garncarskie, z
których słynie Djerba. Tu niespodzianka –trafiliśmy do sklepu, którego
właścicielem był Tunezyjczyk żonaty z Polką, poprawnie wysławiający się
po polsku oczywiście z obcym akcentem. Spędziliśmy w tym sklepie dość dużo
czasu. Ja wybrałam pamiątki dla wnuczka, a Sylwia z Jarkiem i Gabrysią
buszowali w torebkach i butach skórzanych. Spacerując wokoło tego targowiska
znalazłam tzw. supermarket.
Tu
niestety ceny sztywne, kupuje się za tyle za ile sprzedają. Oczywiście, że
znalazłam taki sam zestaw przypraw właśnie za 2 dinary. Kupiliśmy też sobie
różne pamiątki, wodę i z powrotem do hotelu. Po poobiedniej drzemce Gabrysi
siedliśmy przy basenie i oglądaliśmy jednego z animatorów prowadzącego zajęcia
z aerobiku. Woda w basenie tylko w pierwszej chwili wydawała się zimna, ćwicząc
można się rozgrzać. Przez cały dzień można było siedzieć i słuchać muzyki
oczywiście z przerwą na posiłki. Nasłuchałam się tej muzyki, urzekła mnie i
trzyma to urzeczenie do dziś.
W Egerze trafiłem do basenu w którym w rytm muzyki ćwiczyły emerytki. Woda miała takie zabarwienie wapienne. Było zabawnie.
OdpowiedzUsuńAle jeszcze parę lat i wyda mi się to praktyczne.
Pozdrawiam
wszystkim ciągle wydaje się, że emeryt to jakaś niedołęga. A my mamy mnóstwo sił. Na każdym pobycie za granicą korzystam z aqua gynu bo jest to i przyjemne i relaksujące. A najlepsze, że nkt nam nie zagląda w metryke.
UsuńTargowanie się w tamtych okolicach to ponoć obowiązek
OdpowiedzUsuńTargowanie się to jest tradycja. Jak napisałam w notce, zakup bez targowania się nie jest mile widziany
UsuńWłąśnie się zameldowałam i myslę,że już tutaj zagoszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witaj Zofijano, Jestem zadowolona z Twojej wizyty. Zapraszam na dłużej. Miejsca dosyć dla wszystkich gości.
OdpowiedzUsuńJa także bardzo dobrze wspominam swoją podróż do Tunezji i samych Tunyzejczyków.Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócę:)
UsuńHurghada
Witaj Hurgado. Ja bym chętnie latała do Tunezji kilka razy w roku. Czuję się tam jak w domu.
Usuń