Z moją
zaprzyjaźnioną rodzinką miałam się spotkać na śniadanku. Śniadanko
kontynentalne, kawa, herbata, mleczko i ew. soczki, świeże, jeszcze ciepłe
bagietki (pychota) i masełko uskrobane łyżeczką, zrolowane. Takie porcje były
ułożone na sporej paterze. Do śniadanka zawsze były pomarańcze i figi. Żyć nie
umierać.
Postanowiliśmy
z rodzicami Gabrysi na spacer po plaży. Było dość pochmurnie jako że kwiecień
to u nich pora deszczowa. W dzień było wprawdzie wietrznie, ale słonecznie,
wieczorem zaś taka pogoda z kapuśniaczkiem. Spacer był bardzo przyjemny i
relaksujący. Po spacerze co już na przyszłość zaowocowało rutyną szliśmy do barku
na winko, kawusię i dla dzieci soczki.
Siedzieliśmy więc w
holu głównym, gdzie mieliśmy przegląd wszystkich turystów. Szczególną uwagę
zwrócił typowy "mięśniak" z zespołem ABS (absolutny brak szyi).
Patrząc na niego żal ściskał serce, bo na własną prośbę robił sobie krzywdę.
Teren hotelu czysty, z dużą ilością zieleni. Ulica przy której znajduje się
hotel to prosta, wyasfaltowana droga, na której najczęściej spotyka się żółte
taksówki. Za przysłowiowe „trzaśnięcie” drzwiami należy się 0,330 milimów czyli
niecały dinar.
![]() |
za płotem hotelu |
Wychodząc na plażę
przechodziliśmy koło M1 kotów hotelowych. Nawet koty mają swoje lokum. Super. A
zaraz za płotem czekała nas niespodzianka. Stał sobie zaniedbany wielbłąd ze
swoim opiekunem. Jakiś taki wyliniały. Nigdy przedtem wielbłąda nie widziałam więc
nie wiem, czy taka jego uroda. Wiosna była, może sierść gubi, jak nasze
zwierzęta. Pan „wielbłądowy” za przejażdżkę na grzbiecie wielbłąda chciał 5
dinarów, a za zdjęcie 2 dinary. Trochę drogo, bo spryciarz pstryknął moim
aparatem aż 4 zdjęcia. Ale co tam. W końcu to Afryka – trzeba mieć pamiątkę z
egzotycznym zwierzęciem. No i przecież to jego praca. W ten sposób zarabia na
utrzymanie wieloosobowej rodziny.
Żal mi było camela, bo
stał tam całymi dniami bez kropli wody. Niedobry Twój pan wielbłądku –
pomyślałam. Zapomniałam jednak w tym momencie, że o tej porze roku wielbłądy
poi się rzadko, a zimą wystarczy raz w tygodniu.
![]() |
z Sylwią na placu zabaw |
O kąpaniu się w morzu nie było mowy bo to w końcu był kwiecień, ale spacery poza terenem hotelu były niesamowitą frajdą. Na terenie parku znajdował się też plac zabaw dla dzieci. Wracając ze spaceru niemal zawsze z Sylwią odpoczywałyśmy na dziecięcych huśtawkach. Dobrze, że się pode mną nie zarwała, ale byłoby kino.
Otoczenie hotelu to
piękne palmy, zielona trawa, kwitnący hibiskus. Na terenie hotelu jest jeden
basen kryty i jeden w ogrodzie z brodzikiem dla dzieci. Nad basenem jest też
kawiarenka niemal na wodzie, co przy wieczornych lampach i szumiącej fontannie
daje niesamowity efekt. Oczywiście jest też sauna, fitnes. Wieczorem słychać
cykady. W ciągu dnia tak dzieciom jak i dorosłym grupa animatorów umila czas
różnymi zawodami w tym: mini golf, strzelanie, aqua gyn, areobik, joga. Z
opinii większości turystów odwiedzających Garden Park wynika, że grupa
animatorów zatrudnionych w tym hotelu jest najlepsza na wyspie. I ja się z tym
również zgadzam. Do plaży dosłownie kilka kroków, wystarczy wyjść z hotelu,
jeden kroczek przez wąską uliczkę i już plaża. Przy basenie cały dzień słychać
muzykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak opublikować komentarz?
Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:
- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.
- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.