Wieczorem to już weszło
nam w nawyk zamawianie winka, piwa, kawki. Ja, która uwielbiam
"plujkę" zmuszona byłam przez tydzień "raczyć" się
cappuccino. Trudno. Trzeba umieć się dostosować. Wieczorem, kiedy rodzice
Gabrysi szli ułożyć dziecko spać, ja szłam pod amfiteatr i oglądałam wieczorne
show. Część z nich nagrałam kamerą. W Midoun na targu kupiliśmy sobie pamiątki,
ale przedtem odwiedziliśmy bank. Właściwie nawet nie trzeba było mówić o co
chodzi. Wyciągnięta ręka z walutą euro lub dolarami mówiła sama za siebie. Po
powrocie z targu spędzaliśmy dzień niemal jak każdy inny. Ja dodatkowo, aby się
nie nudzić w czasie kiedy Gabrysia spała, szłam do salki mauretańskiej
oczywiście z kawusią i drinkiem powąchać zapachu sziszy. Paliłam tylko na
zewnątrz.
Pomieszanie zapachów byłoby zabójcze w swoim oddziaływaniu. Nie mniej zapach sziszy przypominał mi odrobinę amforę paloną w fajce. Oczywiście animatorzy "stawali" na głowie, aby zająć turystów. Zawsze siadałam przy basenie tak aby wszystko widzieć. Muzyka leciała non stop, rytmy głównie disco. Organizowane były np. konkursy mini golfa, strzelania z łuku. A przed południem była joga i aerobik wodny. Nawet któregoś dnia (a była w miarę ładna pogoda) ćwiczyłam w basenie aerobik.
Pomieszanie zapachów byłoby zabójcze w swoim oddziaływaniu. Nie mniej zapach sziszy przypominał mi odrobinę amforę paloną w fajce. Oczywiście animatorzy "stawali" na głowie, aby zająć turystów. Zawsze siadałam przy basenie tak aby wszystko widzieć. Muzyka leciała non stop, rytmy głównie disco. Organizowane były np. konkursy mini golfa, strzelania z łuku. A przed południem była joga i aerobik wodny. Nawet któregoś dnia (a była w miarę ładna pogoda) ćwiczyłam w basenie aerobik.
![]() |
pamiątka basenowa |
Wezwania do
uczestniczenia w nim ku uciesze Polaków były w języku polskim. Tak samo było
np. w wieczornym bingo. Cyfry powtarzane były w kilku językach. Wieczorem po
kolacji, aby się posiłek dobrze rozmieścił w brzusiu chodziliśmy na spacery
wzdłuż plaży. W czasie tego pierwszego pobytu postanowiłam zaszaleć. Chodził po
terenie hotelu pracownik (okazało się że nie animator) oferujący tatuaż
hennowy. Zaszalałam i zażyczyłam sobie umieszczenie go nad prawą kostką.
![]() |
szaleństwo |
Zapłaciłam wprawdzie jak
cygan za matkę ale cóż. Niestety ów "gentlemen" parał się chyba
dodatkowym zajęciem "Żigolaka". Myślałam, że zrozumiałam go opatrznie
przez swój słaby angielski, ale okazało się że jego intencje odczytałam
prawidłowo. Nie podałam mu numeru pokoju i unikałam go do końca pobytu. We
właściwym zrozumieniu jego szaleńczych intencji utwierdziła mnie mama Gabrysi,
jako że i jej oferował wiadome usługi. Kurza morda - emerytka mogącą być jego
matką. Ani urody gwiazd Hollywoodu, ani figury Twiggy, a tu taka
propozycja?????? Uśmiałam się potem setnie. No cóż, nieważne z kim, aby zarobić
- widocznie takie było jego motto.