Jak
by na to nie spojrzeć z każdym spotkaniem jest nas coraz mniej. I
to nie dlatego że niektórych nie ma już wśród nas ale może nie
każdy chce się obnosić ze swoją „dojrzałością”. A mnie tam
ganc pomada ile mam lat, czuję się młodo i to najważniejsze. Już
parę tygodni wcześniej zapadła decyzja dotycząca daty – 14
września. W lato wiadomo albo sami gdzieś jedziemy albo mamy na
głowie nasze kochane wnuczęta. Wybrałam się na Dworzec Zachodni
po bilet. Lubię mieć sprawy zapięte na ostatni guzik.
Na Zachodni
dojechałam wnerwiona bo autobus spod domu – linia wycofana, autka
nie mam, jakimiś pokrętnymi drogami ale dotarłam. W kasie
zażyczyłam dobie bilet + 60 bo ulga. Zawsze to 5 zł oszczędności
czyli połowa paczki fajek. A ponieważ ja kupuję dobowy emerytalny
postanowiłam go wykorzystać na full. Pojechałam do CH „Reduta”.
Tam zawsze można wyczaić jakieś promocje. Ale pamiętałam też o
obietnicy danej sąsiadkowi, że kupię mu kamerkę do skypa.
Spokojnie obleciałam cały market, oczywiście kamerka w koszyku. A
potem już na luzie telefonik do Danuśki – organizatorki spotkania
SKARBIE MAM JUŻ BILECIK, BUZIOLKI DO SOBOTY.
W
międzyczasie na rodzinnym obiadku pojawiła się moja córka z
Miśkiem i robiłyśmy przegląd garderoby i butów coby nie wyjść
na tłumoka.
Walizeczka
zapakowana, 14 września wyjazd do Przasnysza. Miło jest po latach
zobaczyć stare kąty, luknąć świeżym okiem na zmiany. Do Danuśki
dojechałam o czasie, nawet był czas na małą czarną. Potem szybko
zmiana ubranka i w drogę. Podwiózł nas syn Danuśki do Przasnysza
do Zajazdu Staropolskiego.
Miałyśmy
zarezerwowany dla nas stolik, nie było nas było wiele więc się
mieściłyśmy. Zamówione potrawy smaczne w wystarczającej ilości.
Rozmowa przyznaję dość trudna i drętwa.
Z dwiema koleżankami
spotkałam się po raz pierwszy od matury. Ela zakrzyknęła –
Jadzia jak zwykle szalona, kochana nic się nie zmieniłaś. Taka
sama wariatka jak w szkole. No i oczywiście popłynęły wspomnienia
jak na lekcji Przysposobienia Obronnego siedziałam w pierwszej ławce
i cielęcym wzrokiem wodziłam za nauczycielem, albo na chemii
zamiast nadmanganian potasu powiedziałam niańgań mańgań potasu z
czego cała klasa wyła ze śmiechu. Wspominałyśmy niemal więzienny
rygor jak chodzenie w mundurkach i czapce, sprawdzanie tarcz,
czystych kołnierzyków czy właściwego obuwia.
![]() |
przywitanie z Hektorkiem |
Opowiedziałam im
przy okazji jak przez Facebooka odnalazłam swoją młodzieńczą
miłość, jak mi opowiadał że szukał w parku zacienionej alejki
aby mnie potrzymać za rękę. Też moje wspomnienia wywołały falę
śmiechu. Musiałyśmy jednak zachować przyzwoitość bo tuz za
parawanem odbywała się stypa. Generalnie po spotkaniu spodziewałam
się więcej emocji, żartów, wspomnień.
![]() |
tyle nas tylko było niestety |
Do
Danusi wróciłyśmy znowu jej samochodem kierowanym przez drugiego
syna. U Danuśki pierwsze kroki zawsze kierowałam do Hektorka.
Urosło bydlę jak każdy bernardyn. Oni się dziwili że Hektor nie
skakał na mnie, jedynie obwąchiwał mi rękę i lizał.
Przy okazji
z synami Danuśki wynegocjowałam pożyczenie na wieczór lapka. Jak
mogłam opuścić spotkanie z moim ….... i naukę arabskiego
(poprzednią noc wiedząc że mnie nie będzie wyczaił, że jestem
na czacie w telefonie). Pisałam wtedy leżąc w łóżku. Laka
dostałam do swojego pokoju, ale bez zasilacza a bateria szybko się
wyczerpywała. Zakrzyknęłam do syna Danusi aby mi podrzucił do
pokoju zasilacz. No i się „piekło” rozpętało. Czytam na skype
– kim jest ten mężczyzna – syn koleżanki. Oj nietęga była
mina. Pytam jesteś zazdrosny – TAK. Wow na 3 lata znajomości po
raz pierwszy usłyszałam to. Nawet nie powinnam się tłumaczyć ale
niech tam. Rozmowa długa, ciekawa, no i zadowolenie że wracam
domu. Na drugi dzień Z Danusią zrobiłyśmy sobie wycieczkę po
mieście. Fajnie wrócić do korzeni. Idąc ulicą od razu
przypomniały mi się miejsca, ludzie których tam spotykałam.
Jednym słowem moje rodzinne miasto ciągle jest w moim sercu. A w
dniu wyjazdu Danusia ze swoją sąsiadką Basią którą poznałam
wcześniej odprowadziły mnie na przystanek. 3 godziny jazdy i jestem
już w Warszawie, a potem jeszcze blisko godzina i już wylądowałam
w swoim bocianim gnieździe.