Wiosną
tego roku po raz pierwszy wyruszyłam na zdobywanie Turcji. Zawsze
miałam opory bo to albo trzęsienie ziemi, albo jakieś polityczne
zamieszki. No ale trudno zdobyłam się na odwagę i pewnego
kwietniowego ranka wylądowałam na lotnisku z docelowym miejscem w
hotelu Long Beach Resort & SPA. Podobało mi się tam wszystko,
łącznie z wycieczką do Zielonego Kanionu.
Życie
jest życiem, te kilka miesięcy przerwy do obecnego wyjazdu to
ciągły stres, a ja chciałam bardzo odpocząć. Mam kontakty jak
sądzę dobre z zaprzyjaźnionym biurem podróży, Wysłałam wici z
moimi wymogami i terminem, no i stało się. 17-24.11.2018 też
Turcja, też hotel 5*, też z darmowym wifi i oczywiście all
inclusive. Do tego hotelu z lotu z Warszawy byłam jedna jedyna.
Latam tylko przed albo po sezonie bo taniej i mniej tłoczno a ja od
jakiegoś czasu upajam się odpoczynkiem bez towarzystwa.
Tak
się stało, że musiałam być już o 5.00 rano na lotnisku.
Podwiózł mnie znajomy i zaprzyjaźniony właściciel niezłego
autka. Trochę sę bałam czy lot będzie o czasie bo od paru dni nad
Warszawą unosił się ogromny smog. Los mi sprzyjał, wylecieliśmy
jedynie z kilkuminutowym opóźnieniem. Siedziałam z małżeństwem z
maleńkim może 4 miesięcznym dzieckiem. Dzieci niestety źle znoszą
zmiany wysokości, a mając za sobą wolne miejsc przeniosłam się aby mogli położyć
maleństwo a nie trzymać je całą drogę na kolanach. Nie lubię
spać w autobusie czy samolocie, ale na dobre 3/4 drogi
ucięłam komara.
Lotnisko
Antalya, rezydent w zastępstwie Piotrek rozlokował nas po hotelach.
Nie wiem co tam brzęczał recepcjoniście po turecku ale dostąpiłam
zaszczytu że pan się wyjątkowo interesował. Ledwie zaczęłam się
rozpakowywać, dzwoni hotelowy telefon a tam pan z recepcji pyta czy
wszystko ok. A Ty dziadu – mowię – nie bo w ofercie jest w
pokoju czajnik a tu nie ma i jak będę piła w pokoju kawę. W ciagu
10 minut dostarczono mi czajnik i z lubością piłam kawę jaką
lubię nazywaną u nas potocznie plujką. Och co za smak.
Z
2 piętra potem zjechałam na parter w poszukiwaniu restauracji, pora
obiadu a mnie w brzuchu burczalo jako że ostatni posiłek wchłonęłam
dobrych 12 godzin wcześniej. Jak zawsze swedzki stół, obeszłam
dookoła, nałożyłam na talerz co chciałam, wzięłam wodę
mineralną i spokojnie zjadłam obiadek.
Następnego
dnia po śniadanku spotkanie z rezydentką – Panią Natalią. O
Turcji czytałam przed pierwszym wyjazdem, więc co nieco już
wiedziałam. Czekałam na oferty wycieczek fakultatywnych. Byłam
zainteresowana Pamukkale, akwarium i kolejką linową. Udało mi się
wykupić dwie bo z kolejki linowej musiałam zrezygnować bo zbyt
niski pułap chmur nie pozwalał podziwiać widoków. Szczęśliwa że
znów coś zobaczę wypytałam Natalię o zakupy w Kemer bo tak się
nazywa miejscowość, jak dotrzeć do sklepów, gdzie tanio itd.
Zaraz po spotkaniu wybrałam się oczywiście sama na podbój miasta.
Ale na moje nieszczęście zaczął padać deszcz. Nie zraża mnie to
bo miałam kurtkę z kapturem.
Do
Carrefoura trafiłam bez problemu, tak jak i zrobienie zakupów. Ale
z drogą powrotną był problem. Po prostu patrzyłam na sklepy nie
zważając na wieżę zegarową na rondzie w środku miasta, która
miała być jak mówiła Natalia wskazówką. O żesz Ty Karol.
Wracałam jak mi się wydawało tą samą drogą ale nie
rozpoznawałam nazw sklepów po drugiej stronie ulicy. Szłam śmiałam
się ze swojego gapiostwa, aż doszłam do wiaty gdzie pan naprawiał
rowery i ze śmiechem oznajmiłam, przepraszam zgubiłam się i nie
wiem jak dojść do mojego hotelu. Pan luknął na bransoletkę na
moim nadgarstku i mówi – odwróć się i masz drogę prosto do
hotelu. Wyszłam na hotel stojący obok, ale spoko, wszystko ok.
Pierwsza
wycieczka to Antalya, zwiedzanie starego miasta, wodospad, no i
akwarium. W ponad 130 metrowym tunelu, na ścianach po jednej i
drugiej stronie ryby kolorowe, płaszczki, podświetlone, podzielone
na gatunki w pojedynczych awkariach łącznie z rekinami. Akwaria
niesamowicie urządzone łącznie z kufrem pełnym skarbów ale i
wrakiem samolotu. Fajna wycieczka i czas szybko minął.
Jeden
dzień na relaksie spędziłam chodząc po mieście, ale także
zanurzałam się w zakamarki hotelu, pójście na plażę. Pogoda
śrenia 17-20 stopni, pochmurnie i mglisto ze średnim wiatrem. Plaża
kamienista, ale mimo tej pogody znalazło się kilkoro śmiałków
kąpieli. Na następną wycieczkę właśnie na Pamukkale trzeba było
znowu wstać skoro świt, ale akurat dla mnie to żaden problem. Z
Kemer na Pamukkale to ok. 300 kilometrów. Trochę drzemałam,
zjedliśmy śniadanie w przydrożnej karczmie. Zimno, głodno i do
domu daleko. Dojazd bez problemu, najpierw obejrzeliśmy starożytne
ruiny teatru W Hierapolis, potem poszliśmy na tzw biały taras. Woda
jak twierdzili przewodnicy cały rok ma temperaturę ok. 36 stopni..
Zdjęłam buciki i mogłam troche pochodzić boso, kamienie dość
śliskie więc trzeba było uważać. Tak też przyszedł fotograf z
kolorowa dużą papugą o imieniu FABRI. Pozwoliłam sobie na komfort
kupienia paru fotek na tle Pamukkale. Potem na tarasie podziwialiśmy
tych którzy kąpali się w basenie Kleopatry, woda podobno przywraca
młodość Zawsze to pamiątka z wyjazdu. A do hotelu wróciliśmy
akurat na kolację. Wycieczka wyczerpująca ale wróciłam bardzo
zadowolona. Piątek znowu odpoczynek chociaż nastawiałam się
jednak na tą kolejkę linową niestety bezskutecznie. Przewodnikiem
na obydwu wycieczkach był rodowity turek, Adil zwany potem
bakłażanem. A ta nazwa wzięła się stąd, że jak sobie
zrobiliśmy wspólne zdjęcie to ocenił, że ja to jogurt a on
bakłażan. Studiował w Polsce, przez drogę opowiadał nam jak mu
się w Polsce żyło, że lubi schabowe (muzułmanin ale nie
praktykując). A sobota to już powrót do domu, spotkanie w
recepcji o 1.20 w nocy bo wylot z Antalya o 5.00 rano.
.
Zakończenie
pobytu a zwłaszcza przeprawa na lotnisku na długo zostanie mi w
pamięci, nie dość że ze dwa razy celniczka mnie obmacywał to
kazał mi jeszcze stanąć w aparacie gdzie prześwietlają całego
człowieka. O rany czyżby podejrzewali i uznali mnie za
przemytniczkę?????? Owszem przemycam ale tylko prezenty, zrobione
fotki, widoki których trudno zapomnieć i mnóstwo wrażeń.
Jak
los pozwoli, zdrowie dopisze i kasa się znajdzie może uda mi się
gdzieś polecieć wiosną, ale to jeszcze daleki czas na planowanie
wyjazdu. Lubię spontaniczność.
Ze
zdjęć których nazbierało się ponad 500 wybrałam te, które
najbardziej mi się spodobały i stworzyłam filmik.
prawdziwa data pobytu 17-24.11.2018
Lubie czytać o tych twoich podróżach.
OdpowiedzUsuńlubię wiedzieć, że jestem czytana. Staram się zawsze opisywać rzetelnie bez ubarwień.
UsuńPozdrawiam
Też planuje wycieczkę do Turcji. Nie wiem jednak czy w tym roku mi się uda. Warto jednak spróbować. Znajomi byli i strasznie sobie chwalili.
OdpowiedzUsuńTurcja jest piękna. Bardzo ciekawa historycznie. W zalezności od pory roku można wybrać ciekawe wycieczki fakultatywne
OdpowiedzUsuń