Tego
jeszcze nie było. Załapałam się na balangę z przecudowną grupą
wariatów z Warszawy i okolic. Wariat jak wariat jeden drugiego
rozpozna na kilometr. Powstała grupa „Single made in Warszawa i
cała PL”.
Gadka
szmatka – padło hasło zabawy na Walentynki. Ja jestem pierwsza,
potem grupa urosła. Ale jak to zawsze bywa tak podejrzewam że grupa
była liczniejsza, a zmniejszyła się kiedy trzeba było zapłacić
za rezerwację.
Organizacją
zajęła się Kamilka. Kobieta o niepowtarzalnym poczuciu humoru, a
ja takich uwielbiam. Data, godzina wyznaczone, nic tylko zrobić
remanent w szafie i znaleźć odpowiednie ubranko. W tym pubie
„Przejście” nigdy nie byłam więc musiałam się jak gamoń
informować u Kamilki co mam włożyć na siebie. Odpowiedź prosta –
załóż w czym ci będzie wygodnie. A jasne, wygodę cenię ponad
wszystko.
Czas
mijał, a ja ciągle w niepokoju jak moje szanowne towarzystwo
odbierze tą, która zawyża średnią wiekową grupy. Ale co tam,
zawsze można się zmyć z imprezy.
Dochodziła
20.00 i towarzystwo zaczęło się pojawiać. Zjawiła się Kamilka,
Czarek, Marcin, Lesiu, Stefan, Małgosia, Ania i inni. Posadzili nas
niestety blisko drzwi i każdy wchodzący do pubu napędzał nam
zimne powietrze. Czekaliśmy na karaoke, Kamilka pozgłaszała do
udziału i było ok. A w międzyczasie były oczywiście tańce. A
przy stoliku pełna zabawa, Minusem było że w pubie nie serwowano
kawy, ceny przystępne, atmosfera też. Niestety nie można wnosić
swoich produktów, dorwała nas kamera i ochroniarz. Trzeba było
przekonać że jesteśmy mili, to odjazdowe spotkanie i mają oczka
na to przymknąć. Wystąpiliśmy w obronie naszego kumpla. Udało
się huraaaaaaaaaaaaaaaa
Kamilka |
Z
moich obserwacji wynikało że byliśmy jako grupa z FB najczęściej
na scenie przy karaoke. Śmiechu było co niemiara. Nie jest ważne
czy ktoś śpiewać umie czy nie, liczyła się wspaniała atmosfera.
Oczywiście jak to ze mną bywa miałam ze sobą w torebce aparat
fotograficzny i jak opętana robiłam fotki, nagrywałam występy.
Ale w pubie było przyciemnione światło, jedynie scena była
oświetlona migającymi światłami. Dobra jakość zdjęć nie
wyszła ale i tak została dla nas wszystkich pamiątka. Potem padło
haslo wyjścia, ale to wcale nie znaczyło koniec imprezy. W
calonocnym sklepiku zakupiono procenciki i kubeczki jednorazowe.
Przenieśliśmy się niedaleko pubu i impreza trwała dalej. Zimno
jak cholera, nawet chyba mrozek to trzeba się jakoś rozgrzać. Ja
miałam wprawdzie cieplejszą bluzkę ale z krótkim rękawem więc
szczękałam zębami z zimna. Rozglądaliśmy się czy nie dorwie nas
policja.
tych klientów nie obsługujemy hi hi hi hi hi |
Czekałam
na pierwszy autobus do domu 5.13. Podreptałam na przystanek,
wreszcie autobus podjechał. Wróciłam do domu, odpaliłam lapka i
co – dupa mokra. Nie ma internetu. Okazało się że dzień
wcześniej płonął Most Łazienkowski pod którym szły kable
dostawców internetu. Co mogłam wysłałam grupie z telefonu. Na net
czekałam 4 dni aby wstawić nagrania.
Kochane
Wariaty – dziękuję za towarzystwo, miłą atmosferę i
serdeczność z jaką przyjęliście starego ramola o młodym sercu.
Buziolki dla wszystkich.