Wybór
Turcji był przypadkowy. Mój kolega agent turystyczny zawsze
wyszukuje dla mnie oferty dopasowując do moich oczekiwań, Podaję
termin, wysokość kasy która mogę poświęcić i on wyszukuje.
Urlopu
w tym terminie mówiąc szczerze nie planowałam, trochę ten termin
wynikł przypadkiem. W Turcji nigdy nie byłam więc warto było
skupić się poszukiwaniu informacji i rad od turystów. Zawsze
jednak z tych wpisów wyciągam średnią, bo każdy ma swój punkt
widzenia.
Lot
zaplanowany na 15.15 odbył się o czasie. Do Antalya dolecieliśmy
już o zmroku. Transfer do hotelu trwał ok. 2 godzin. Zgłodniałam
więc czekałam na kolację. Zakwaterowanie odbyło się dość
szybko. Uprzejmy pan zaprowadził mnie do pokoju, zapaliłam światło,
wyszłam na balkon i od razu w nerwach. Kurza morda zapłaciłam na
pokój w budynku głównym z widokiem na morze, a tu dochodził
jedynie szum morza. Licząc odległość w rowarciu palców – 1-2
cm to cały widok, a pode mną dach restauracji.
No
ładnie się zaczyna pomyślałam, przechlapałam zapocone pyszczydło
wodą i wyruszyłam do recepcji. Komunikacja rosyjsko angielska
pozwoliła mi wypowiedzieć swoje żale, że w rezerwacji jest taka
opcja a nie inna i proszę o zamianę pokoju. Recepcjonista
popatrzyła na mnie i odrzekł że zaprasza następnego dnia ok. 10.00
i sprawa zostanie załatwiona. Oczywiście nie rozpakowywałam się
bo po co. Wyciągnęłam to co najważniejsze z walizki. Sprawa
zamiany pokoju załatwiona więc ruszyłam na poszukiwanie restauracji
na spóźnioną kolację (g. 23.00). Restauracja olbrzymia, dodatkowo
chyba z 10 sal ale też wystawione na taras stoliki, przygotowane dla
gości, obrusek, sztućce, pojemnik z serwetkami. To co mi się z
miejsca podobało, to że kelnerzy chodzą w białych koszulkach z
krótkimi rękawkami, pod spodem podkoszulek i ….. krawaty albo
muszki. Ok. Kolację zjadłam, w pokoju przygotowana lodówka z
napojami, wypiłam niegazowaną wodę, na balkonie zaćmiłam
papieroska i do łóżka. Poprzednie moje wyjazdy do Tunezji i Egiptu
to koszmar komarowy – na wszelki wypadek wzięłam preparat.
Rano
po śniadanku, wyszłam na taras koło restauracji, wcześniej
poczęstowałam się kawusią (nie lubię z ekspresu ale trudno),
zapaliłam i czekałam aby zjawić się w recepcji.
W
recepcji nie było pana z poprzedniego wieczoru, widocznie skończył
dyżur, ale miła Pani wysłuchała moich pretensji, od ręki
dostałam kartę magnetyczną do nowego pokoju ale uprzedzono mnie że
nie jest jeszcze gotowy.
Przed
basenem mnóstwo leżaków, poleżałam trochę i trafiłam do pokoju
kiedy przyszła pani sprzątająca ze swoją szefową. Walizka
zapakowana czekała, a mnie poproszono abym stary klucz do pokoju
oddała w recepcji, a moje bagaże trafią do nowego pokoju.
Musiałam
jednak trochę poczekać, ale ciekawość zagnała mnie z parteru na 3
piętro, windą przeszkoloną. Pokój znalazłam bez trudu, zanim
drzwi otworzyłam zastanawiałam się zobaczę z okna to morze czy
nie.
A
morze było, szumiało, niebo bez żadnej chmurki. Raj –
pomyślałam. Zjechałam ponownie i zaczęłam wreszcie zwiedzać
hotel. Restauracja na poziomie – 1, gdzie też znajduje się pokój
spotkań z rezydentami (było tego dnia zaplanowane na 16.30), Na
poziomie – 2 sala teatralna, sala dyskotekowa, multum sklepów i to
co mnie zaskoczyło – tunel biegnący pod ulicą i prowadzący na
plażę. Tunel oświetlony w barwach tęczy. Oczywiście że tam
poszłam, plaża nie do końca mi się podobała, żwirkowo
kamienista, trochę zaniedbana. Na terenie plaży znajduje się też
kompleks basenowy i zjeżdżalni dla dzieci, place zabaw, baseny
gdzie odbywa się aqua aerobik. Wszystko to ogrodzone dla
niepożądanych gości, ciągle słychać muzykę.
Po
tym zwiedzaniu wstąpiłam do barku na następną kawę już przed
obiadem. Jedzenie podobne jak w Tunezji czy Egipcie. Hotel ogromny,
ponad 700 pokoi, przystosowanych w każdym tego słowa znaczeniu dla
niepełnosprawnych. Jako cukrzyk w ofercie była możliwość wybory
jedzenia dietetycznego. Nie zgłosiłam tej potrzeby bo wiem co mogę
jeść a czego się wystrzegać.
Po
obiadku mogłam wreszcie poświęcić czas aby się rozpakować i
wypić kawę jaką lubię czyli sypaną do kubka. Na stoliku
znalazłam mały czajnik, dwie filiżanki i dwie szklanki do wody
oraz na tacce kilka rodzajów saszetek z herbatą, cukier i
śmietanka. Full wypas.
Na
spotkanie z rezydentką Panią Edytą wyruszyłam o czasie bo nie
lubię się spóźniać. W sumie na spotkaniu było 8 lub 9 polaków
w tym jedno malutkie kilkumiesięczne dziecko.
Najbardziej
zainteresowana byłam wycieczkami, postanowiłam ograniczyć upominki
a zwiedzić kraj w którym znalazłam się po raz pierwszy. Wybrałam
dwie wycieczki: pierwsza to Green Canyon i druga zwiedzanie Antalyi
połączone z zakupami na bazarze.
Samotnie
zwiedzałam okolice hotelu, na przyhotelowym bazarze zrobiłam
pierwsze zakupy. A na dworze zaczynał się upał. 30 stopni bo na
tyle oceniałam. Nie szukałam kontaktu z turystami polskimi bo
wszyscy byli to albo małżeństwa z dzieckiem, albo dwie koleżanki.
Dobrze mi zrobiło takie odbicie się od stresów, samotność
pozwala aby odpocząć psychicznie i pewne rzeczy przemyśleć.
Wróciłam do pokoju spocona jak mysz kościelna. Wzięłam prysznic
(w łazience w kabinie zainstalowano poręcze dla niepełnosprawnych,
pojemnik z mydłem, nad umywalką tak samo i dodatkowo telefon w
razie nagłego przypadku), umyłam pióra i chciałam wysuszyć włosy
a tu dupa. Suszarka nie działa. Siedząc na balkonie, oglądając
hotel z góry włosy wyschły ubrałam się i ponownie ruszyłam do
recepcji zgłaszając problem. Skoro w ofercie jest dostępna
suszarka to dlaczego mam ignorować jest istnienie???? Obiecano mi
naprawę, ale czekałam 2 dni, w tym 5 razy zgłaszałam że naprawy
nie dokonano. Ostatni raz zgłaszając pytam recepcjonistę czy
wreszcie to zrobią, bo taka ignorancja jest brakiem szacunku dla
turysty i być może pójdę na skargę do managera hotelu, a ten
dupek bezczelnie wskazał mi siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
Ale nie naskarżyłam, natomiast przyszedł magik, tak naprawiał że
następnego dnia trzeba było poprawiać.
Na
ponownym spotkaniu z rezydentką opowiedziałam jej o moich
przygodach. Zdenerwowała się, przeprosiła nas i poszła na rozmowę
do managera i przyszła z przeprosinami od niego. Czy prosił o to
pośrednictwo czy to jej inicjatywa nie jest istotne. Ale za to
menadźer zaproponował za wszystkie niedogodności wynajęcie na
plaży domku na cały dzień o wartości 25 euro. Podziękowałam, ale
nie miałam zamiaru korzystać. Liczy się miły gest.
Następnego
dnia była wycieczka do Antalyi. Zwiedziliśmy meczet, mini fabrykę
biżuterii i pracownie galanterii skórzanej. Ceny przyprawiały o
zawrót głowy. Tak w jednej jak i drugiej fabryce poczęstowano nas
kawą herbatą czy wodą wg życzenia. W pracowni galanterii
skórzanej odbył się specjalnie dla nas przygotowany pokaz mody
prezentujący ich wyroby.
Rzeczy
piękne, ale cena nie na moją kieszeń, czego też wcale nie
żałowałam.
A
następna wycieczka to Zielony Kanion. Najpierw autobusem
dojechaliśmy na górę (wjazd po skale niczym na Santorini – obok
przepaść) a potem wejście na pokład statku wycieczkowego. Młody
kapitan przywitał nas, zajęliśmy miejsca na pokładzie widokowym.
Płynął wolno abyśmy mogli podziwiać widoki. A było co
podziwiać, wapienna skała pnąca się pod górę, bardzo stromo i
masa drzew. Czasami płynęliśmy jakbyśmy wpływali do jaskini a po
drugiej stronie znowu rzeka o turkusowym kolorze. W niektórych
miejscach z wody wystawały szkielety drzew. Mieliśmy tez ok 40
minutowy przystanek przy specjalni ustawionej platformy z
przebieralnią, kto chciał mógł popływać. Podobno głębokość
wynosiła 40 metrów. Jako że boję się wody i pływać nie umiem
oglądałam jedynie igraszki w wodzie tych odważnych. Na pokładzie
widokowym słońce prażyło jak na patelni, śmiałam się w duchu –
no Jadzia podsmażylaś się teraz przewracamy na drugą stronę.
Przystankiem
docelowym na tej trasie był obiad w restauracji …... na szczycie
góry. Wchodziło się ponad 120 stopni, pod ostrym nachyleniem, w
większości stopnie nierówne, bez barierek. Nie patrzyłam w dół
bo pewnie bym spadła i wylądowała u podnóża statku. Zasapałam
się wchodząc ale doszłam. Obiadek zjedzony i teraz w dół.
Schodziłam bardzo ostrożnie, serce mi waliło ze strachu a do
tchórzy nie należę. Jak już wracaliśmy to dopiero strachu się
pozbyłam. Wracając z tej góry nie patrzyłam w dół.
Niestety
pod wodospad nie udało się dopłynąć, za niski poziom wody i
kapitan miałby problem. Ale krajobrazy, wrażenia zostały bezcenne.
Reszta
pobytu przy pięknej pogodzie, ciszy i spokoju wewnętrznym.
Generalnie pobyt zaliczam do udanych. Kiedy i gdzie następny
wyjazd??? To pytanie zadała mi córka, ale jeszcze nie wiem. Byle
zdrowie dopisało i kasa była to każde miejsce jest dobre.
Świetnie się czyta wpisy osób starszy, które mimo wieku nie boją się szczęśliwe żyć.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za rozwój bloga!
dzięki wielkie
Usuń