Planowo
3 maja skoro świt wyruszyłam w nieznane. Zawsze gdzieś w
podświadomości Maroko było w moich planach wypoczynkowych. Jak na
cenę przed rozpoczęciem sezonu to nie było mało. A pal sześć
należy mi się odpoczynek. Wylądowałam w Agadirze, małe lotnisko
ale czyste. Autokar dowiózł do hotelu. Poprosiłam o pokój na parterze. Pan hotelowy
zaprowadził mnie do pokoju D02. Pani sprzątająca jeszcze tam była.
Po odstawieniu walizki doznałam wielkiego szoku. Wszystkie moje
wyjazdy w większości odbywały się w hotelach o takim właśnie
standardzie. Zaczęłam więc oglądać każde pomieszczenie z
osobna. Pokój – 2 łóżka obok siebie, przykryte ciężką ciemną
tkaniną, zagłowia łóżek w plamach, pościel szara, telewizor
sprzed lat co najmniej 30, pilot sklejony taśmą szarą, zasłony w
kolorze nakryć na łóżko, przy poruszeniu wzbudzały tumany kurzu,
przy okazji ich długość zamiatała podłogę. Balkon – 2 krzesła
i stolik brudne, podłoga po malowaniu a raczej ochlapaniu murku
niedomyta. Wracam do pokoju. Idę w kierunku toalety i WC, wszystko
byłoby ok gdyby nie to że pomieszczenie to podzielone murkiem z
prześwitem od sufitu w granicach 50 cm a światło jedynie w WC. Myć
należało się w półmroku. A po prawej, umywalka trochę zbyt
wysoko, ze śladami uszczelniania, brudne wykończenie. Zamiast szafy za drzwiami jak w westernie 3 półki na ubrania i na frontowej
ścianie pałąk z wieszakami. Całość ciemna, nieprzyjemna w
odczuciu.
Przy
okazji dowiedziałam się, że wodę można dostać tylko w recepcji
po godz. 19.00. Nie wiem czyje to zarządzenie ale to jakieś
szaleństwo.
Pora
była obiadowa, wyruszyłam więc po tym ogromnym kompleksie w
poszukiwaniu restauracji. Z wielkim trudem dzięki wyjaśnieniu
ogrodnika trafiłam. Na stołówce na stołach tyle co mogłoby
nakarmić 5-10 osób niewiele więcej. Przy okazji poznałam innych
polaków, każdy z nich bez względu czy z mojego hotelu czy z Agador
(ten sam kompleks) wszyscy mieli to samo zdanie, kilka osób nawet
udało się pokój zmienić, co nie znaczy że radykalnie ich warunki
się poprawiły.
Wg
oferty miał być dostęp do wi-fi w recepcji i przy dużym basenie
(bo było ich kilka). No i oczywiście nie do końca to była prawda.Więcej nie działało jak działało.
Napisano też że są udogodnienia dla niepełnosprawnych. Prawdą
jest że obok schodów wiodących np. z mojego pokoju do stołówki
było tych schodów 74 w górę i w dół. Oczywiście były obok
schodów podjazdy dla wózków. Nikt jednak nie pomyślał w jaki
sposób osoby chodzące przy lasce czy przy balkoniku pokonają ten
dystans.
Było
przed sezonem więc i animacje były mierne. Akurat to nie było moim
zainteresowaniem więc odpuściłam. Z niecierpliwością czekałam
soboty i spotkania z rezydentem. Spóźnił się o godzinę, podobno
na lotnisku zweryfikował godzinę spotkania. Ładna pogoda,
cieplutko więc oczekiwanie upłynęło nam na wymianie poglądów. Z
przerażeniem słuchałam tych informacji, które ja wcześniej już
odkryłam. Rezydent to Marokańczyk mówiący po polsku ale
wystarczająco aby go zrozumiem. Próbował to wszystko ogarnąć,
potem już mówił o wycieczkach.
Zdecydowałam
się wykupić 2 wycieczki, jedną już w niedzielę do Marrakeszu, a
potem jeszcze druga do Essaouiry w poniedziałek. Wycieczka do
Marrakeszu rozpoczęła się o 7.00 rano, większość tej blisko 250
km trasy była na autostradzie więc było ok. Słoneczko grzało, w
autokarze dość nowym działała świetnie klimatyzacja.
Zwiedzaliśmy pałac sułtana, tamtejszy suk. Kolorystyka, historia
miasta jest naprawdę imponujące. Przepiękna ceramika, wyroby
skórzane. Uliczki na suku bardzo wąskie, przedzieraliśmy się
gęsiego wśród tych wszystkich artykułów, owiani wszelkimi
zapachami, ale uszy nasze drażnili tubylcy przepychający się wśród
tego tłumu na motorynkach, rowerach, dzwoniących dzwonkami i
trąbiącymi na nas. Potem ruszyliśmy na obiad – zamówiłam
tradycyjny tajin. Potrawy smaczne, inne miały za dużo harissy jak
dla mnie. Mieliśmy tez trochę wolnego czasu, ja siadłam w kawiarni
przy głównym placu i obserwowałam te tłumy ludzi, dorożek, koni,
węży, zewsząd dochodziła muzyka, której nie dało się oddzielić
jedną od drugiej. Zmęczeni, ale zadowoleni zostaliśmy jeszcze w
Marrakeszu na kolacji a potem w drogę powrotną ale już w
ciemnościach do hotelu. Dotarliśmy koło północy. Następnego
dnia również około 7.00 po śniadanku zbiórka na wycieczkę do
Essaouiry czyli miastaczko niebieskich łodzi. Tu już droga nie był
taka cudowna bo część wiodła bardzo krętymi drogami wśród gór
Atlas. Droga w górę i w dół. Patrząc przez okna widziałam te
przepaście. Rezydent spełniający również rolę przewodnika
opowiadał np. o drzewach arganowych, o ich zastosowaniu, o historii
miasta. Widziałam kozy podjadające owoce drzewa arganowego,
niekiedy wspinały się na czubek tego drzewa. Nawet pochwalił że w
porcie na głównym placu występował Jimi Hendrix. W porcie gdzie
się zatrzymaliśmy – fuj śmierdziało rybami jak cholera. Ja ryb
nie jem i nie lubię więc tym bardziej ten zapach mnie drażnił.
Bardzo
ciekawa architektura, mury obronne z armatami,
No i oczywiście suk. Mając kasę można kupić naprawdę wszystko.
No i oczywiście suk. Mając kasę można kupić naprawdę wszystko.
Zwiedziliśmy też
pracownię czy zakład, który zajmował się produkcją olejku
arganowego słynnego na całym świecie. Drzewa arganowe ciągnęły
się niemal całą naszą drogę. Katorżnicza praca kobiet,
widzieliśmy kolejne etapy przechodzenia z owoców arganu do produktu
końcowego. W innym punkcie coś w rodzaju apteki widzieliśmy
wszystko to co może olejku powstać łącznie z olejem arganowym
spożywczym. Jak każda kobieta pragnąca zachować długo młodość
zainwestowałam w olejek, mydło i krem arganowy. Powrót do hotelu w
granicach 20.00.
Reszta
dni upłynęła na spacerach wzdłuż oceanu, spacerach po mieście,
robieniu fotek, poznawaniu ludzi, wszelkich rozmowach.
A
kończąc opis. Kraj i miasta w Maroku mają niepowtarzalny urok,
bardzo ciekawą historię, piękne widoki, kolorystyka ulic, bazarów,
niepowtarzalna architektura. Dowiedziałam się np. że Berberowie
mają swoją flagę, swój język.
Zawiedziona
jestem totalnie hotelem, który znajduje się w ofercie biura
Neckermann, biura o dobrej renomie. Zdjęcia, głównie te które
pokazuje folder – pokoje mają się nijak do rzeczywistości,
posiłki skromne chociaż trudno być głodnym, ale bardzo oszczędnie
podawane. Większość turystów była francuska, angielska, nie było
Rosjan.
Chyba
moim błędem było zaufanie ocen biura. Zalecam gorąco jeśli już
wybierzemy hotel czytajmy wszystko co dostępne jako opinie
turystów. Oczywiście tą ocenę należy samemu zweryfikować.
Wpadłam na pomysł jak to zrobić aby nie doznać takiego szoku jak
ja. Na kartkę wpisujemy czytając kolejne oceny turystów wszystko
za i przeciw, wynik będzie dla nas wskazówką czy należy wybrać
ten czy inny hotel.
Czy
polecę jeszcze do Maroka? ZDECYDOWANIE NIE. Zaznaczam jednak, że
to mój punkt widzenia, moje doznania i moja ocena. A decyzję należy
podjąć samemu.
Piękne miejsce jak i ładne zdjęcia. Ale z mojego punktu widzenia jedzie się na wycieczkę nie po to by przebywać w pokoju hotelowym tylko poza nim.
OdpowiedzUsuńDlatego w pokoju nie siedzę ale czas w którym jednak przebywam nie musi być czasem stresu.
OdpowiedzUsuń