Przez
ostatnie pół roku działo się w moim życiu dużo, o wiele za
dużo. Postanowiłam więc wykorzystać weekend majowy aby polecieć
i odpocząć w ciszy i spokoju. Musiałam zostać sama ze swoimi
myślami i emocjami. To jest potrzebne każdemu człowiekowi.
Jak
zawsze u znajomego wykupiłam lot do Sousse, do hotelu który znałam
ale nigdy w nim nie byłam. Zawsze latam sama i nie widzę w tym nic
złego. Jeśli pisane jest mi kogoś z rodaków poznać, a jeśli nie
to żaden problem. W Sousse byłam kilka razy, oczywiście za każdym
razem w innym hotelu.
Wylot
opóźniony około 30 minut co z liniami tunezyjskimi jest normalne.
Wylatuje z Warszawy – chłodno, dolatuję do Tunezji – upał mimo
pochmurnego nieba.
Zakwaterowanie
bez problemu. Pan bagażowy w hotelu kazał mi zostawić walizkę
przy recepcji, zapisał tylko na metce lotu numer pokoju. Czekałam w
pokoju chyba ze 40 minut, zeszłam, zabrałam walizkę i z powrotem
do pokoju. Jak się miałam przebrać i w co? A niebawem czekała nas
kolacja.
Pierwsza
noc to utrapienie. Coś mnie gryzło, spać nie mogłam. Nie wiem czy
to komary czy coś innego. Rano odkryłam że pod prześcieradłem
jest jakiś podkład, sztywny, szorstki – nie wykluczam że z
wielbłądziej wełny. Pozostałe noce spałam jedynie pod
prześcieradłem. Rano śniadanko i oczekiwanie na spotkanie z
rezydentką.
Pani
rezydentka, nie ubliżając nikomu bo wiem że to ciężka praca
jakoś mało albo niewiele zorientowana w temacie. Czasami się
gubiła w wypowiedziach. Siedziałam i dopowiadałam za nią. Na tyle
co trzeba opowiedzieć o wycieczkach fakultatywnych, targowaniu na
suku, bezpieczeństwie to ci którzy są więcej jak raz w Tunezji
mogą opowiedzieć.
Po
spotkaniu z rezydentką nie nawiązałam z nikim kontaktu. Osoby były
w towarzystwie, ja nie należę do osób które się narzucają.
Zresztą moim celem było wyciszyć się i mieć czas jedynie dla
siebie, na swoje sprawy, przemyślenia, podjęcie pewnych życiowych
decyzji.
Sama
chodziłam na spacery nad morze, wylegiwałam się na leżaku przy
basenie, oglądałam loty spadochronem za motorówką – czyli
wszystko to co znam.
Między
posiłkami i czasem poza hotelem spędzałam sama czas aż do momentu
kiedy pojawił się przewodnik wycieczek po Sousse. Bardzo mi
zależało jechać czy iść na suk bo obiecałam przywieźć trochę
rzeczy.
Ze
swoich wyjazdów wyniosłam jedną wartościową rzecz. Znam trochę
ich zwyczaje i zachowanie więc byłam ostrożna w wypowiedziach.
Bajerant z niego niezły, ale ja przebiegła sztuka wylegitymowałam
go i sprawdziłam gdzie się da. Zaprosił mnie na kawę (on płacił)
i poprowadził po suku. Oczywiście przyprawy i nagrania to podstawa
zakupów. Ale też zaprowadził mnie do stoiska gdzie sprzedawano
wszelkiego rodzaju chodniki, dywany i tp. I sprzedawca i jak się
przedstawił Stefano (w rzeczywistości nazywa się inaczej – też
sprawdziłam) namawiali mnie, cena szła w dół a ja odpowiadałam
że tego nie potrzebuję. Stefano szepce mi na ucho to jest dobra
cena, on to robi dla mnie. Nie wytrzymałam i spytałam głośno ile
za taki mój zakup dostaje prowizji od sprzedawcy? Chyba go
zamurowało.
Następnego
dnia też pojechaliśmy do centrum na kawę (też płacił). Ja
wiedziałam że przyssał się do mnie niezupełnie bezinteresownie.
Bawiło mnie jego zachowanie, ale pomyślałam dobra myślisz stara
idiotka z Europy nic nie kuma. Oj jak się myli. Na dzień przed
odjazdem zaproponował mi – abym mu przysłała 35.000 dinarów,
razem założymy fermę jak to nazwałam krowią. Będę jego szefem.
Powiem tak, nigdy w życiu się tak nie uśmiałam. Boki mnie bolały
ze śmiechu. No cóż taka to mentalność. Skoro on uznał że
jestem starą idiotką, nie byłam dłużna. Kazałam sobie robić z
nim zdjęcia.
Najlepszy
moment tego pobytu że w chwili odjazdu pojawił się jak
zaczarowany, pożegnał się ze mną słowami pamiętaj. A ja wyłam
że przyszedł dopilnować krowiego interesu.
Powrót
do domu, mimo turbulencji niemal przez cały czas przebiegł
bezpiecznie.
Koleżanki
z pracy następnego dnia ściskały mnie na powitanie szczerze i
wyznając jak było im smutno beze mnie.
A
ja miałam czasu tyle aby podjąć pewne decyzje, które obecnie
wcielam w życie.
Był
to już naprawdę ostatni wylot do Tunezji. Pora zmienić kierunek.
Na Egipt, Turcję nie mam ochoty, może Maroko, albo inny kierunek
np. Cypr. Czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak opublikować komentarz?
Jeśli nie masz KONTA GOOGLE, to można wybrać:
- NAZWA /ADRES URL - w okienku NAZWA wpisać nick i w okienku ADRES wkopiować adres swojego bloga.
- ANONIMOWY - w tej opcji proszę podpisać się w komentarzu.