sobota, 18 listopada 2017

Egipt z przypadku







Czekałam na ten urlop z utęsknieniem. Zaplanowałam 30.10.2017 do 17.11.2017 tj. całe 3 tygodnie wypoczynku. Plany miałam ambitne. I co mi po takich ambicjach skoro pierwszego dnia urlopu po tylko 3 godzinach pracy zostałam przez szefa wezwana do powrotu, koleżanka mająca mnie zastąpić „zachorowała”. No cóż samo życie. Ale w tym momencie plany wzięły w łeb. Wściekła byłam jak osa. Planowałam wyjazd do jakiegoś europejskiego kraju np. Hiszpania, Portugalia, Chorwacja. Nie wykupowałam wcześniej wycieczki bo liczyłam na spadek cen. Wróciłam do pracy na tydzień, bo w międzyczasie znajoma znalazła coś co mogło mi przynajmniej cenowo odpowiadać a to był Egipt. Tak więc z przypadku mimo własnych wcześniejszych postanowień że nigdy więcej krajów arabskim wylądowałam w Egipcie.



Już pierwszego wieczoru poznałam fantastyczne polskie towarzystwo. Pamiętali mnie z powodu klapek słonecznych na okularach. Zorganizowali spotkanie integracyjne. Było nas w hotelu 8 a może 9 osób. Nasz skład samolotowy trzymał się razem.



Jedzenie w kraju arabskim znałam więc dla mnie to żadna nowość, gorzej z trzymaniem przeze mnie diety. Jadłam co uważałam że nie przyniesie mi wzrostu wagi. Nie powiem bo kusiłam się na ciasteczka, fryteczki, a nawet drinki.



Spotykaliśmy się codziennie po posiłkach i albo był wspólny wypad na basen albo na miasto. Zdecydowałam się na dwie wycieczki na spotkaniu z rezydentem. Egipcjanin z urodzenia mówiący po polsku. Jedna wycieczka to obejrzenie rafy koralowej, która znałam jedynie z internetu, a druga to wycieczka po mieście. I tu zaczynają się schody. Jego chaotyczne relacje o wycieczkach, brak informacji ogólnych o Egipcie. Opłaciłam, po jakimś czasie odebrałam resztę. W trakcie rozmów z moim towarzystwem na temat wyciecze i cen – dopatrzyłam się że wycieczka kosztowała 16$ a rezydent wziął ode mnie 40 $, Och ty Karol, za ciężko pracuję aby dać się tak nabrać.



W międzyczasie poznaliśmy Marcelinę, która z urzędu biura podróży zajmowała się turystami. To jej zgłaszaliśmy np. brak ciepłej wody, komary komarów w pokojach. To dzięki przekazaniu Marcelinie info o przekręcie doszło do konfrontacji rezydenta, jego dwóch menadżerów i mnie. Rozmowa po polsku, oczywiście rezydent czysty jak kryształ, ja na jego pytanie czy jestem pewna że zapłaciłam więcej pysk wydarłam na cały hotel. Nie pozwolę z siebie robić starej dementki, która liczyć nie potrafi, albo ma amnezję. Oczywiście z wycieczki po mieście zrezygnowałam. Powiedziałam że nie mogę jechać z kimś do kogo nie mam zaufania.

Po naszej rozmowie już po arabsku relacjonował swoim menadżerem – co mówił nie wiem. Oznajmiłam że nie pozwolę z siebie robić idiotki. Na rafę nie pojadę dopóki nie zwróci kasy.

Następnego dnia to samo pytanie – czy jestem pewna, no już przegiął. Nie wiem na ile rozumie po polsku ale mu kazałam odejść od stolika sama wstając i oznajmiając żeby odszedł bo będę mówić jeszcze głośniej, nie pozwolę na taki brak szacunku, a jeśli nie odejdzie za tą bezczelność postanie po twarzy. Na pytanie dlaczego tłumaczył po arabsku wiedząc że nie znam języka bezczelnie oznajmił – to nie ma znaczenia i to właśnie wkur........ mnie już na maksa. Kto tu jest dla kogo ja dla niego czy on dla mnie. Powiedziałam też że przez najbliższe 20 lat o ile jeszcze będzie pracował mnie zapamięta bo jak napiszę do Niemiec do właścicieli hotelu (co uczyniłam już).




Towarzystwo moje było oburzone jego zachowaniem. Co to za rezydent którego nigdy nie ma na miejscu. Generalnie w towarzystwie moich „samolotowych” znajomych sami sobie organizowaliśmy czas, wyjście na miasto, obejrzenie najbliższej okolicy, jakiś posiłek w knajpie, nasze wieczorne dyskoteki. Obsługa baru mnie zapamiętała, bo chyba byłam jedyną turystką która do posiłku czy wieczorem do kawy zamiast drinka prosiła o wodę mineralną niegazowaną.



Generalnie hotel był niemal pusty, jedzenie dobre, obsługa życzliwa ale bez narzucania się, Razem z Michaliną pojechaliśmy zobaczyć ogromny meczet, a przy okazji zrobiliśmy masę zakupów.



Utrzymujemy ze sobą kontakt. Kasia z Mariuszem (Mariusz oznajmił przy pożegnaniu że jestem fajna babka), Marta z Danielem, siostry Mirella i Iwonka, no i singel Andrzej . Jak widać nawet w tak niewielkim gronie można dobrze się bawić.



Teraz czekam na rozwój wydarzeń na moje pisma do Niemiec, ale do innych osób wiązanych z praca rezydenta.



No i nieunikniony powrót do pracy. Stęskniłam się za swoimi pacjentami. 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...