Czekałam na ten urlop z utęsknieniem. Zaplanowałam 30.10.2017 do 17.11.2017 tj. całe 3 tygodnie wypoczynku. Plany miałam ambitne. I co mi po takich ambicjach skoro pierwszego dnia urlopu po tylko 3 godzinach pracy zostałam przez szefa wezwana do powrotu, koleżanka mająca mnie zastąpić „zachorowała”. No cóż samo życie. Ale w tym momencie plany wzięły w łeb. Wściekła byłam jak osa. Planowałam wyjazd do jakiegoś europejskiego kraju np. Hiszpania, Portugalia, Chorwacja. Nie wykupowałam wcześniej wycieczki bo liczyłam na spadek cen. Wróciłam do pracy na tydzień, bo w międzyczasie znajoma znalazła coś co mogło mi przynajmniej cenowo odpowiadać a to był Egipt. Tak więc z przypadku mimo własnych wcześniejszych postanowień że nigdy więcej krajów arabskim wylądowałam w Egipcie.
Już
pierwszego wieczoru poznałam fantastyczne polskie towarzystwo.
Pamiętali mnie z powodu klapek słonecznych na okularach.
Zorganizowali spotkanie integracyjne. Było nas w hotelu 8 a może 9
osób. Nasz skład samolotowy trzymał się razem.
Jedzenie
w kraju arabskim znałam więc dla mnie to żadna nowość, gorzej z
trzymaniem przeze mnie diety. Jadłam co uważałam że nie
przyniesie mi wzrostu wagi. Nie powiem bo kusiłam się na
ciasteczka, fryteczki, a nawet drinki.
Spotykaliśmy
się codziennie po posiłkach i albo był wspólny wypad na basen
albo na miasto. Zdecydowałam się na dwie wycieczki na spotkaniu z
rezydentem. Egipcjanin z urodzenia mówiący po polsku. Jedna
wycieczka to obejrzenie rafy koralowej, która znałam jedynie z
internetu, a druga to wycieczka po mieście. I tu zaczynają się
schody. Jego chaotyczne relacje o wycieczkach, brak informacji
ogólnych o Egipcie. Opłaciłam, po jakimś czasie odebrałam
resztę. W trakcie rozmów z moim towarzystwem na temat wyciecze i
cen – dopatrzyłam się że wycieczka kosztowała 16$ a rezydent
wziął ode mnie 40 $, Och ty Karol, za ciężko pracuję aby dać
się tak nabrać.
W
międzyczasie poznaliśmy Marcelinę, która z urzędu biura podróży
zajmowała się turystami. To jej zgłaszaliśmy np. brak ciepłej
wody, komary komarów w pokojach. To dzięki przekazaniu Marcelinie
info o przekręcie doszło do konfrontacji rezydenta, jego dwóch
menadżerów i mnie. Rozmowa po polsku, oczywiście rezydent czysty
jak kryształ, ja na jego pytanie czy jestem pewna że zapłaciłam
więcej pysk wydarłam na cały hotel. Nie pozwolę z siebie robić
starej dementki, która liczyć nie potrafi, albo ma amnezję.
Oczywiście z wycieczki po mieście zrezygnowałam. Powiedziałam że
nie mogę jechać z kimś do kogo nie mam zaufania.
Po
naszej rozmowie już po arabsku relacjonował swoim menadżerem –
co mówił nie wiem. Oznajmiłam że nie pozwolę z siebie robić
idiotki. Na rafę nie pojadę dopóki nie zwróci kasy.
Następnego
dnia to samo pytanie – czy jestem pewna, no już przegiął. Nie
wiem na ile rozumie po polsku ale mu kazałam odejść od stolika
sama wstając i oznajmiając żeby odszedł bo będę mówić jeszcze
głośniej, nie pozwolę na taki brak szacunku, a jeśli nie odejdzie
za tą bezczelność postanie po twarzy. Na pytanie dlaczego
tłumaczył po arabsku wiedząc że nie znam języka bezczelnie
oznajmił – to nie ma znaczenia i to właśnie wkur........ mnie
już na maksa. Kto tu jest dla kogo ja dla niego czy on dla mnie.
Powiedziałam też że przez najbliższe 20 lat o ile jeszcze będzie
pracował mnie zapamięta bo jak napiszę do Niemiec do właścicieli
hotelu (co uczyniłam już).
Towarzystwo
moje było oburzone jego zachowaniem. Co to za rezydent którego
nigdy nie ma na miejscu. Generalnie w towarzystwie moich
„samolotowych” znajomych sami sobie organizowaliśmy czas,
wyjście na miasto, obejrzenie najbliższej okolicy, jakiś posiłek
w knajpie, nasze wieczorne dyskoteki. Obsługa baru mnie zapamiętała,
bo chyba byłam jedyną turystką która do posiłku czy wieczorem do
kawy zamiast drinka prosiła o wodę mineralną niegazowaną.
Generalnie
hotel był niemal pusty, jedzenie dobre, obsługa życzliwa ale bez
narzucania się, Razem z Michaliną pojechaliśmy zobaczyć ogromny
meczet, a przy okazji zrobiliśmy masę zakupów.
Utrzymujemy
ze sobą kontakt. Kasia z Mariuszem (Mariusz oznajmił przy
pożegnaniu że jestem fajna babka), Marta z Danielem, siostry
Mirella i Iwonka, no i singel Andrzej . Jak widać nawet w tak
niewielkim gronie można dobrze się bawić.
Teraz
czekam na rozwój wydarzeń na moje pisma do Niemiec, ale do innych
osób wiązanych z praca rezydenta.
No
i nieunikniony powrót do pracy. Stęskniłam się za swoimi
pacjentami.