Dostałam
zlecenie zastępstwa wg wstępnego ustalenia na 3 miesiące.
Pomyślałam – kochana może ostatni raz ale lecę do Tunezji.
Nic nie poradzę, że uwielbiam palmy, klimat no i oczywiście
muzykę. Słowo się rzekło kobyłka u płota. Dostałam pierwsze
dwie wypłaty i natychmiast zabukowałam sobie miejsce u znajomego
agenta. Wybrałam Hammamet ale hotel wskazany przeze mnie zniknął
jak widmo z oferty bo miał zbyt złą opinię. W zamian dostałam
propozycję hotelu w Sousse, o jedną gwiazdkę lepszy no i znałam
go z Olimpiady Oasis. Bravisimo.
Lot
lekko opóźniony ale spoko, nie nerwujsa. Gładkie lądowanie. Na
lotnisku Enfidha pustawo więc i odprawa poszła gładko. Do swojego
autokaru na transfer do hotelu dotarłam bez przeszkód, papieroska
wypaliłam i wsiadłam. Przede mną siedziała rodzinka: rodzice z 2
dzieci. Gadka szmatka – jedziemy do tego samego hotelu. Znajomość
przypieczętowana nakrętką z odrobiną whisky. I tak się zaczęło.
Luiza,
Rafał oraz Damian i Nikolka to super towarzystwo. Każdą chwilę
spędzaliśmy razem. Jako, że wielokrotnie odwiedzałam Tunezję
podzieliłam się swoją wiedzą na temat zwyczajów i obyczajów.
Następnego dnia wyruszyliśmy na souk. Drobne zakupy i powrót do
hotelu. Luiza z rodziną zamieszkała w bungalowie ja niestety w 3
piętrowym budynku wśród....... rosjan. Oj dali się we znaki jak
nigdy. Darli się po nocach, o muzyce i krzykach nie wspomnę.
Hotel
ogromny, z wielką ilością wszelakiego rodzaju basenów i
zjeżdżalni. Raj dla dzieci. Nikolka każdą wolną chwilę spędzała
w wodzie. Przed wyjazdem miałam niepokój bo poprzednie tygodnie w
Tunezji lało jak z cebra. Nas przywitała słońcem, niemal upałem.
Tradycją stało się, że jako posiadaczka kubeczków, łyżeczki i
kawy plujki gościłam Luizę i Rafała w towarzystwie dzieci na
codziennej „małej czarnej”. A było przy tym śmiechu co
niemiara. Po kawusi na śniadanko, a potem na basen, na plażę, na
drinka.
Ja
dodatkowo miałam ze sobą discmana z głośniczkiem i płytami.
Mieliśmy rozrywkę. Cały personel hotelu mówił głównie w języku
rosyjskim. Było to o tyle irytujące, że ci turyści okupowali cały
hotel, czując się aż za swobodnie. My obserwowaliśmy tylko to ich
zachowanie co najmniej naganne. Awantury, przepychanie się do
stołów. Wynoszenie z nowe nagrania muzyki, po czym zaprosił mnie
do restauracji jedzenia na zapas. Żałosne i śmieszne jednocześnie.
Szkoda, że potem jest opinia przypisywana europejczykom bez wyjątku.
Czuli się chyba panami tego świata. śmieszna jednak była rewia
mody pań, puszystych w mini w brokatach i nie tylko.
Byłam
z moim znajomym na souku bo bardzo chciałam kupić nowe nagrania
muzyki a potem zaprosił mnie na kawę a następnie do arabskiej
restauracji na prawdziwe, tradycyjne tunezyjskie jedzenie. Oczywiście
zamówiłam chorbę.
Zaplanowaliśmy
sobie wyjazd do Port El Kantaoui. A tam w parku rozrywki znowu wiele
atrakcji. Nie wiem jak to się nazywa ale było tez coś w rodzaju
wyrzutni, wystrzeliwało w pionie na dość dużą wysokość i
szybko, chwila relaksu w górze i z powrotem spadek na dół. Jedynie
my z Luizą zdecydowałyśmy się na ten rodzaj rozrywki, panowie
stchórzyli. A był z nami mój znajomy tubylec którego znam 6 lat.
Podobno martwił się o mnie. A co mi się może stać, jak ma mnie
szlag trafić to miejsce nie ma znaczenia. A doznania były
REWELACYJNE. Potem poszliśmy na kawę i tu znowu powód do śmiechu.
Zakrzyknęliśmy że pijemy kawę po pańsku czyli z ostawionym małym
palcem. Rafał filmował jak piłam kawę a poza kadrem ich syn
Damian siorbał szejka. Na filmie wygląda na to że ja to robię.
Płakałam ze śmiechu.
Niemal
do codziennych rytuałów należała kawa poranna, potem drink przy
basenie albo na plaży, długie rozmowy o wszystkim i niczym. Ale to
nie znaczy, że się nudziliśmy. O nudzie nie było mowy. Nasze
obserwacje dostarczały nam niezłej rozrywki. A na plaży
wylukałyśmy spadochrony. Opowiedziałam mpoim znajomym jak wygląda
lot bo taki miałam za sobą na Djerbie w 2005 r. Razem z Luizą
pobiegłyśmy zamówić sobie lot. A co nam szkodzi. Rafał posiadacz
niezłego sprzętu fotograficznego filmował wszystko co się da.
Poleciałam z chłopakiem z obsługi, ale zabrałam ze sobą na ten
lot swój aparat i filmowałam morze z lotu ptaka. Boże jaki to
cudny widok. Luiza i ja namówiłyśmy jej syna 16 letniego Damiana i
po raz pierwszy on też poleciał. Opowiadał o swoich wrażeniach i
był zachwycony.
Jeden
tylko dzień a raczej popołudnie pogoda się zepsuła, była burza.
Pogoda cały czas ponad 30 stopni, upał.
W
dzień przed odlotem w ramach prezentu na moje zbliżajęce się
imieniny dostałam hennowy tatuaż na ramię – lwa.
Wyjazd
z hotelu 4.15 po skromnym śniadanku, wylot o 7.00 rano z
międzylądowaniem w Katowicach. Obiecaliśmy sobie, że w przyszłym
roku jak się uda zgromadzić kasę obieramy kierunek Maroko, bo tam
jeszcze nie byłam.
robienie tatuażu |
wyjście po locie pionowych |
chorba |
Luiza i Rafał |